#VETTEAM – w pracy jesteśmy wobec siebie równi – rozmowa z vetteamem Przychodni Weterynaryjnej Aura - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

#VETTEAM – w pracy jesteśmy wobec siebie równi – rozmowa z vetteamem Przychodni Weterynaryjnej Aura

Przychodni Weterynaryjnej Aura
fot. Piotr Kaczmarek/Agencja Fotograficzna SNAPshot

dypl. piel. wet. Agnieszka Wejna
jej pasją jest anestezjologia
ukończyła Szkołę Anestezjologii Weterynaryjnej VASTA

Dyplomowana pielęgniarka weterynaryjna to zawód, który nadal jest rzadkością w Polsce, na ten moment w całym kraju mamy dosłownie garstkę osób, które mogą pochwalić się jego wykonywaniem. Na terenie Wielkiej Brytanii ukończyła Pani The Royal Veterinary College – The Queen Mother Hospital For Animals. Jak wyglądały Pani studia na kierunku pielęgniarstwo weterynaryjne na terenie Zjednoczonego Królestwa?

Bardzo dobrze wspominam swój czas studiów, myślę, że przede wszystkim ze względu na bardzo wysoki poziom nauki, jaki dostarczył mi ten Uniwersytet, bardzo dobre warunki do zdobycia wiedzy teoretycznej i praktycznej. Nauczyciele składali się ze znakomitych pielęgniarek oraz lekarzy weterynarii. Każdy z nich uwielbiał to, co robił i znakomicie potrafił przekazać swoją widzę.

Co bardzo mnie zafascynowało podczas studiowania w Wielkiej Brytanii, to liczba praktyk, które każdy student musiał odbyć podczas swojego czasu na Uniwersytecie, co moim zdaniem było najważniejsze w zdobyciu doświadczenia.

Na terenie Wielkiej Brytanii ukończyła Pani The Royal Veterinary College – The Queen Mother Hospital For Animals. Jak wyglądały Pani studia na kierunku pielęgniarstwo weterynaryjne na terenie Zjednoczonego Królestwa?

Bardzo dobrze wspominam swój czas studiów, myślę, że przede wszystkim ze względu na bardzo wysoki poziom nauki, jaki dostarczył mi ten Uniwersytet, bardzo dobre warunki do zdobycia wiedzy teoretycznej i praktycznej. Nauczyciele składali się ze znakomitych pielęgniarek oraz lekarzy weterynarii. Każdy z nich uwielbiał to, co robił i znakomicie potrafił przekazać swoją widzę.

Co bardzo mnie zafascynowało podczas studiowania w Wielkiej Brytanii, to liczba praktyk, które każdy student musiał odbyć podczas swojego czasu na Uniwersytecie, co moim zdaniem było najważniejsze w zdobyciu doświadczenia.

W trakcie studiów, w ramach obrony dyplomu, prowadziła Pani badania nad porównywaniem skali bólu u kotów. Jakie były najciekawsze wnioski z tych badań i jak zdobytą w ich ramach wiedzę wykorzystuje Pani w praktyce?

Aktualnie w swojej pracy bardzo staram się zwracać uwagę na zachowanie kotów w lecznicy oraz na to, co się dzieje dookoła nich. Spokój przy badaniu, pobraniu krwi. Uważam, aby w trakcie zakładania wenflonu obok kota nie przechodził pies albo ktoś nie trzaskał drzwiami.

Podczas swoich badań zaobserwowałam, jak dobrze koty potrafią ukrywać ból i jak niezmiernie ważne jest nie tylko popatrzenie na zwierzę przez drzwi klatki, ale również zbadanie go poza klatką, dotknięcie bolącej okolicy, kontrolowanie, ile je i pije oraz zapoznanie się z jego charakterem – tutaj bardzo pomocna jest rozmowa z właścicielem.

Zwracamy uwagę, aby każdego dnia pacjent był badany i konsultowany, aby nie kopiować leczenia z dnia na dzień i dostosowywać je do aktualnego stanu zwierzęcia.

Kończąc studia w 2015 roku otrzymała Pani tytuł The Bachelor of Science. Jakie możliwości otwierał on przed Panią w pracy na wyspach?

Po ukończeniu studiów mogłam pracować jako pielęgniarka weterynaryjna, był to zawód, który podlegał kontroli oraz każda osoba wykonująca ten zawód musiała być zarejestrowana i miała swój osobisty numer. Obowiązywała coroczna odnowa rejestracji, ale również trzeba było udowodnić uczestnictwo w szkoleniach. Bez tego prawo wykonywania zawodu nie zostawało wydawane. Każda pielęgniarka/pielęgniarz musiał stosować się do Kodeksu postępowania, w razie jakiegokolwiek wykroczenia osoba ta mogła stracić prawo wykonywania zawodu.

W Wielkiej Brytanii zawód ten jest traktowany jak każdy inny, nadawane są prawa i obowiązki i osoby wykonujące go muszą się do tego stosować, są odpowiedzialne za wykonywane procedury i odpowiadają za nie osobiście… nie wygląda to tak jak w Polsce, że za pracę technika odpowiedzialność bierze lekarz weterynarii.

Moim zdaniem jest to dobra opcja, dlatego że pracownicy stają się bardzo odpowiedzialni i myślą nad tym, co robią i jakie to może mieć konsekwencje.

Miała Pani też szansę pracować z nagłymi przypadkami na oddziale intensywnej terapii The Queen Mother Hospital For Animals. Co najbardziej lubiła Pani w tej pracy, a co było w niej największym wyzwaniem?

Tak, pracowałam na tym oddziale już od czasu studiów i od razu wiedziałam, że to jest to, co bardzo mnie interesuje i gdzie chciałabym pracować. Najbardziej lubiłam to, że nigdy nie było wiadomo, co będzie się działo za pięć minut, zwierzęta, które do nas przyjeżdżały, były to najbardziej skomplikowane przypadki, od skrętów żołądka do psów z tężcem lub problemami oddechowymi, które natychmiast trzeba było usypiać i podłączać do respiratorów. Praca tam nauczyła mnie tego, że zawsze trzeba być przygotowanym, mieć pod ręką wszystkie niezbędne leki, sprzęt i narzędzia. Jak była reanimacja, to nie zostawiało się porządków i uzupełniania wózka reanimacyjnego na później, tylko robiło się to od razu ze względu na to, że za chwilę mógł pojawić się kolejny pacjent, który będzie tego potrzebował. Organizacja pracy, jak i również spokój w każdej sytuacji był tym, czego nauczyła mnie praca w tym miejscu, ale również zrozumienia i pokory.

Największym wyzwaniem były przypadki, kiedy wiedzieliśmy, że pacjentom można pomóc, a właścicieli po prostu nie było stać na kosztowne leczenie, lub sytuacje, kiedy po tygodniu intensywnego leczenia środki finansowe po prostu się kończyły. Również przypadki, kiedy przez dni/tygodnie cały personel starał się jak mógł, aby pacjenta uratować, a niestety kończyło się eutanazją lub śmiercią pacjenta.

Jakie dziedziny medycyny weterynaryjne są Pani najbliższe i budzą w Pani największą chęć do ciągłego doszkalania?

W obecnej pracy zajmuje się głównie anestezjologią i w tym momencie jest to dziedzina, w której szkolę się najwięcej i która sprawia mi dużo przyjemności. Aczkolwiek cały czas interesuje mnie intensywna terapia.

Czy poza pracą są też takie dziedziny, które mogłaby Pani określić jako swoje pasje?

Bardzo lubię odpoczywać na łonie natury, często łowimy ryby z moim partnerem – oczywiście zawsze je wypuszczamy. Moim hobby jest również sport.

Po 10 latach pobytu zagranicą podjęła Pani decyzję o powrocie do Polski. Czy obawiała się Pani zmian w zakresie zawodowym, z jakim się on wiązał?

Oczywiście, że się obawiałam. Była to dla mnie bardzo duża zmiana życiowa, w Wielkiej Brytanii w pracy byłam spełniona w 100%, a w Polsce nie wiedziałam, co mnie czeka. Nie byłam pewna, czy będę w stanie się odnaleźć i co będę mogła robić. Przyjeżdżając tutaj, byłam nauczona odpowiedzialności i w dużej mierze podejmowania samodzielnych decyzji, pracy z lekarzami, którzy darzyli nas niesamowitym zaufaniem, jak i szacunkiem. Podczas codziennych obchodów każdy dyskutował ze sobą i wspólnie podejmowane były decyzje w celu poprawy stanu zdrowia pacjenta.

Na początku byłam bardzo zdezorientowana i sfrustrowana, ale ze spokojem i szacunkiem oraz pomocą innych odnalazłam się i trafiłam na fantastyczną ekipę, w której odnalazłam się i dalej mogę się rozwijać.

Jakie elementy systemu brytyjskiej współpracy na linii lekarz weterynarii personel pomocniczy są praktykowane w Wielkiej Brytanii i czy możemy się czegoś od Brytyjczyków w tym zakresie nauczyć?

Tak jak już wcześniej wspomniałam, wydaje mi się, że legalizacja zawodu byłaby potrzebna w celu określenia dokładnych zasad, co technicy mogą, a czego nie mogą wykonywać. Również wyższy poziom nauki w technikach i więcej praktyk pomogłoby lekarzom zauważyć, że są to osoby bardzo pomocne i niezmiernie potrzebne w codziennych obowiązkach… moim zdaniem dobrze wyszkoleni technicy mogą wykonywać bardzo dużo zadań. Dzięki temu czuliby się oni spełnieni, a lekarze mogliby się skupić na swoich obowiązkach. Bardzo ważna jest też współpraca pomiędzy tymi dwoma zawodami w celu jak najlepszej opieki nad pacjentami.

Co jeszcze moim zdaniem bardzo ułatwiało wszystkim pracę w Wielkiej Brytanii, to protokoły, których każdy musiał przestrzegać i w razie potrzeby krok po kroku wiedział, co robić.

Za co najbardziej ceni sobie Pani pracę w Zespole Przychodni Aura?

Najbardziej cenię sobie chęć do rozwoju, szanse, jakie dostajemy, aby cały czas być lepszym w tym, co robimy i aby nasi pacjenci mieli coraz lepszą opiekę.

Mi osobiście bardzo w pracy zależy na tym, aby być wysłuchanym i tutaj to dostaję… nie ma nigdy sytuacji, w której nie mogę porozmawiać z lekarzami, powiedzieć, co myślę albo co chciałabym, aby zostało wprowadzone… po prostu jesteśmy jednym zespołem i każdy, kto chce, ma możliwość wykazania się.

Znajdź swoją kategorię

2640 praktycznych artykułów - 324 ekspertów - 22 kategorii tematycznych

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy

Nasze strony wykorzystują pliki cookies. Korzystanie z naszych stron internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki dotyczących plików cookies oznacza, że zgadzacie się Państwo na umieszczenie ich w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w Polityce prywatności.