#VETTEAM – w pracy jesteśmy wobec siebie równi – rozmowa z vetteamem Przychodni Weterynaryjnej Aura - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

#VETTEAM – w pracy jesteśmy wobec siebie równi – rozmowa z vetteamem Przychodni Weterynaryjnej Aura

Przychodni Weterynaryjnej Aura
fot. Piotr Kaczmarek/Agencja Fotograficzna SNAPshot

lek. wet. Lidia Kwiatkowska
specjalistka chorób psów i kotów
jej pasją jest pulmonologia i kardiologia

Każda historia ma swój początek. Jak droga życiowa Pani Doktor splotła się z medycyną weterynaryjną?

W liceum byłam w klasie o profilu biologiczno-chemicznym i wiedziałam, że po maturze wybiorę jakiś kierunek medyczny. Zastanawiałam się nad medycyną lub farmacją. Ostatecznie zdecydowałam się zdawać na medycynę weterynaryjną. Wtedy wydawało mi się, że to idealny kompromis pomiędzy moimi planami, marzeniami, możliwościami… Okazało się, że to zdeterminowało całe moje życie.

Medycyna weterynaryjna to w Pani ujęciu bardziej pasja czy zawód?

Dla mnie to zawód, który wykonuje z pasją. Pewnie dlatego po prawie 18 latach nadal sprawia mi dużo przyjemności, nieustannie stawia przede mną nowe wyzwania i pozwala mi się rozwijać. Chociaż powalam sobie też na chwile słabości, ponarzekanie – tak dla zdrowego balansu. Różowo nie może być przez cały czas, to trudny emocjonalnie zawód.

Pracuje Pani na co dzień z pacjentami internistycznymi. Jakie aspekty tej pracy są Pani najbliższe?

Bycie internistą to trochę jak bycie detektywem. Jako miłośniczka kryminałów mogę trochę realizować swoją pasję (śmiech). Przeprowadzanie wywiadu z właścicielem, wypytywanie czasami kilka razy o to samo – bo bywa, że ludzie kłamią lub próbują coś ukryć, zlecanie badań, potem analizowanie, łączenie wszystkiego w całość. Wreszcie stawianie diagnozy i ustalenie leczenia. To może być fascynujące… I jak w prawdziwych kryminalnych zagadkach zdarza się, że do rozwiązania dochodzi się długo lub wcale. Tego akurat nie lubię.

Na co dzień spotyka się Pani z wieloma przypadkami. Jakie doświadczenie z dotychczasowej praktyki lekarza weterynarii uważa Pani za najcenniejsze?

Ważną dla mnie zasadą, którą sobie powtarzam, jest – NIE POPADAJ W RUTYNĘ.

Doświadczenie zawodowe to zaleta, ale potrafi uśpić czujność. Bywamy mniej dociekliwi, stawiamy z góry założoną tezę. Mam w pracy zgrany team lekarzy i techników – pilnujemy siebie nawzajem, wspólnie analizujemy niektóre przypadki, co pozwala z innej perspektywy spojrzeć na problem pacjenta.

Jakie możliwości otwiera przed lekarzem holistyczne spojrzenie na każdego spotykanego na swojej drodze pacjenta?

To szerokie spojrzenie na pacjenta to właśnie niepopadanie w rutynę, o czym już wspomniałam. Dużą wagę przywiązuję do badania klinicznego każdego pacjenta, nawet tego odesłanego tylko na konkretne badanie, np. echo serca. Okazuje się, że u części tych pacjentów wcale układ krążenia nie leży u podstaw ich problemów. Pamiętam smutnego posokowca z apatią, nietolerancją wysiłkową, nawracającymi biegunkami skierowanego na konsultacje kardiologiczną. Ostatecznie zdiagnozowaliśmy u niego niedoczynność nadnerczy.

W Przychodni Aura zajmuje się Pani także oceną ryzyka anestezjologicznego przed zabiegami operacyjnymi. Czy są jakieś złote zasady, którymi kieruje się Pani, przygotowując pacjenta do anestezji?

Przede wszystkim trzeba dobrze rozpoznać teren, to główna zasada. Właścicieli pacjentów młodych, zdrowych edukujemy, że każde znieczulenie to poważna procedura. Wymagamy aktualnych badań krwi, przeprowadzamy wywiad anestezjologiczny, opiekunowie wypełniają odpowiednie ankiety. Właścicieli zwierząt starszych uczymy, że starość to nie choroba i nie jest przeciwwskazaniem do znieczulenia. Jeśli zabieg w znieczuleniu ogólnym jest konieczny, jeśli można w ten sposób pacjenta wyleczyć lub poprawić znacząco komfort funkcjonowania i realnie przedłużyć mu życie, to staram się jak najlepiej ocenić ryzyko anestezjologiczne poprzez dobranie odpowiedniego planu diagnostycznego. Ci pacjenci często mają choroby współistniejące wymagające ustabilizowania przez planowanym znieczuleniem. Z zespołem anestezjologicznym omawiamy wcześniej plan znieczulenia, określamy punkty krytyczne, mamy opracowane procedury postępowania. Wsparcie w postaci świetnie wyposażonych sal operacyjnych to dodatkowy plus. W przypadku pacjentów emergency – po prostu ratujemy życie, ale posiadanie procedur pozwala nam robić to skuteczniej. Warto je stworzyć i z nich korzystać.

Na sali operacyjnej czy podczas konsultacji w gabinecie liczy się zgrany, mogący na sobie polegać zespół. Jakie elementy współpracy w zespole są dla Pani najważniejsze?

Pomimo że większość zespołu to interniści, każdy z nas stara się specjalizować w konkretnej dziedzinie medycyny weterynaryjnej. Dzięki temu mamy możliwość konsultować nawzajem większość przypadków i pracujemy jak jeden zgrany organizm. Nie obawiamy się też przyznać, że czegoś nie potrafimy i bez problemu odsyłamy pacjentów do innych specjalistów czy ośrodków specjalistycznych w całej Polsce. Nieoceniona dla nas, lekarzy, jest pomoc naszych techników weterynarii i pielęgniarki. Mam szczęście pracować z ludźmi, których lubię, szanuję, którym ufam i na których zawsze mogę liczyć.

Jako lekarka stale się Pani rozwija. Jakie kursy lub szkolenia, w których brała Pani udział, były dla Pani źródłem największej satysfakcji?

Przez niemal 18 lat odbyłam niezliczoną liczbę szkoleń i kursów. Każdy z nich na poszczególnych etapach mojego rozwoju był ważny. Oprócz zdobytej wiedzy, poznałam też wartościowych i inspirujących lekarzy praktyków, wykładowców. Szczególnie dumna jestem z rozpoczęcia kursów kardiologicznych The European School for Advanced Veterinary Studies w Luxemburgu. A za chwilę wyruszam na kurs ultrasonografii płuc.

Pani zainteresowanie medyczne są bardzo szerokie, w przychodni konsultuje Pani zarówno pacjentów pulmonologicznych, jak i kardiologicznych, można też Panią spotkać na sali operacyjnej czy wykonującą diagnostykę pacjentów z użyciem aparatu RTG. Która z tych dziedzin jest Pani zdecydowanie najbliższa?

Kardiologia i pulmunologia obecnie sprawiają mi dużo satysfakcji. Możliwość wykorzystania technik obrazowych, jak ultrasonografia, RTG czy endoskopia, to tylko część tej pracy. Potem trzeba to wszystko jeszcze przetworzyć w głowie i wyciągnąć sensowne wnioski. Mam poczucie, że nie tylko rozwiązuję problem danego pacjenta. Mogę współpracować z innymi lekarzami, którzy mi zaufali, odsyłając swoich podopiecznych, więc czuję dużą odpowiedzialność, żeby ta pomoc z mojej strony była jak największa.

Gdy opuszcza Pani gabinet, jakie pasje towarzyszą Pani w codziennym życiu?

Czas wolny staram się poświęcić pewnemu rezolutnemu siedmiolatkowi (uśmiech). Ponieważ na moje kryminały trochę brakuje czasu, to w ramach kompromisu zaczytuję się aktualnie w serii Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai. W weekendy raczę rodzinę wypiekami od Nigelli Lawson, a wieczorami spalam kalorie, ćwicząc na orbitreku. Bieganie w lesie zarzuciłam, odkąd owczarek niemiecki, który „jeszcze nikogo nie ugryzł”, pomylił mnie z leśną zwierzyną (śmiech).

Jakie są największe weterynaryjne (i te pozaweterynaryjne) marzenia Pani Doktor, których spełnienia możemy dziś Pani życzyć?

Po ukończeniu kursów ESAVS obudzić się pod słońcem Toskanii…

Znajdź swoją kategorię

2640 praktycznych artykułów - 324 ekspertów - 22 kategorii tematycznych

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy

Nasze strony wykorzystują pliki cookies. Korzystanie z naszych stron internetowych bez zmiany ustawień przeglądarki dotyczących plików cookies oznacza, że zgadzacie się Państwo na umieszczenie ich w Państwa urządzeniu końcowym. Więcej szczegółów w Polityce prywatności.