Na straży komfortu życia pacjentów geriatrycznych

Na straży komfortu życia pacjentów geriatrycznych- rozmowa z lek. wet. Karoliną Wrześniewską

W jakich aspektach każdy lekarz może pomóc pacjentowi geriatrycznemu, który trafia do lecznicy?

Lekarz weterynarii mający przed sobą zwierzę starsze, 7+, powinien traktować je jako reprezentanta „grupy ryzyka”. Dla takich zwierząt jest opracowany program ochronny Senior, który polega na tym, by badać zwierzęta zdrowe 2 razy w roku, i zakładając, że wszystko jest w porządku, przekazywać właścicielom zalecenia dotyczące żywienia, ruchu i właściwej profilaktyki. Każdy z tych elementów jest już dziś dobrze opracowany naukowo i stanowi temat oddzielnych artykułów dla lekarzy praktyków. Są to swoiste zalecenia, które, uwzględniając zmiany w fizjologii starszego wieku, dostosowują te elementy do możliwości zwierząt. Świadomi właściciele wiedzą już, że karma typu Senior różni się składem ilościowym i jakościowym od karm dla zwierząt w wieku młodym i średnim oraz to, że wydolność oddechowo-krążeniowa oraz ruchowa jest inna niż w latach wcześniejszych. Zatem lekarze weterynarii winni „stać na straży” przestrzegania tych zaleceń, bo mogą one w istotny sposób wpłynąć na wydłużenie okresu dobrej jakości życia zwierząt i opóźnić występowanie chorób.

Jak powinna wyglądać każda wizyta pacjenta geriatrycznego w gabinecie. Czy są jakieś etapy badania, których nie można pominąć?

Lepiej mówić o wizycie zwierzęcia starszego, 7+, zakładając, że jest on zdrowy. Taka wizyta w swoim scenariuszu nie różni się od klasycznej wizyty gabinetowej. Zwierzę jak zawsze należy zbadać, wykonując pełne fizykalne badanie kliniczne. Z uwagi na wynikającą z wieku przynależność do „grupy ryzyka” należy poinformować właściciela o tym fakcie i zaproponować 2 razy w roku wizyty kontrolne w ramach programu Senior, łącząc je w naturalny sposób np. z terminami szczepień. W trakcie zaplanowanych wizyt kontrolnych należy wykonać pakiet badań pod kątem najczęściej występujących chorób starszego wieku, w tym: badanie hematologiczne, biochemiczne, badanie moczu, i jeśli są wskazania, to badanie RTG klatki piersiowej i USG jamy brzusznej.

Dziś częściej niż jeszcze kilka lat temu stawia się na leczenie, rehabilitację, podnosi się komfort życia zwierząt w starszym wieku. Jak standardy te wpłynęły na rozwój geriatrii weterynaryjnej?

Oczywiście wpłynęły. Bo jest to wzajemne, wspierające się, dodatnie sprzężenie zwrotne. My, lekarze, więcej wiemy i razem z właścicielami lepiej opiekujemy się zwierzętami w wieku 7+, chociażby przez realizację wyżej wymienionych zaleceń. One mają zapewnioną dobrą jakość życia i w wielu wypadkach żyją dłużej niż ich poprzednicy w ostatnich dekadach. To z kolei wymusza dalsze starania, by jeszcze lepiej opiekować się starszymi zwierzętami i jeszcze dokładniej dbać o przestrzeganie wszystkich racjonalnych zaleceń. A także ciągle doskonalić i poprawiać wczesną diagnostykę chorób przewlekłych, w tym serca i nerek, by dojść do momentu, który stawia się jako cel w medycynie człowieka, a także i w weterynarii, a który nazywa się „diagnostyką wyprzedzającą”. Taka diagnostyka daje największe szanse na podjęcie leczenia, które nawet w chorobach przewlekłych, postępujących i nieodwracalnych, może zapewnić najdłuższy okres dobrej jakości życia badanym zwierzętom.

Obecnie funkcjonują różne formuły i schematy oceny jakości życia pacjentów. Które z nich według Pani są najlepiej przygotowane? Korzysta Pani z jakiegoś, który można byłoby polecić innym lekarzom?

To prawda. Istnieją różne sposoby oceny jakości życia psów i kotów. Są bardzo proste i bardziej rozbudowane. Wybór metody powinien zależeć od jakości współpracy i zaangażowania właściciela, bo to on w pierwszym etapie realizuje ocenę jakości życia swojego zwierzęcia w warunkach domowych, a potem, razem z nami, lekarzami, omawia tę ocenę i wspólnie ją interpretujemy. Wynika z tego, że stosowany sposób oceny powinien być jasny, zrozumiały i niezbyt skomplikowany. I w rzeczywistości najlepiej się sprawdzają metody proste. I to my mamy je przedstawić właścicielowi i poinstruować, jak je zrealizować.

Z godnych polecenia prostych metod chciałabym wyróżnić trzy: zasada pięciu, „dobre i złe dni” i „słoiki”. Zasada pięciu polega na tym, by wybrać pięć ulubionych aktywności zwierzęcia, np. jedzenie, spacer, zabawa, kontakt z właścicielem, innymi zwierzętami. Gdy pięć lub cztery z nich są realizowane – ocena jakości życia jest dobra, a gdy trzy lub mniej – ocena staje się zła. „Dobre i złe dni” to metoda polegająca na zapisywaniu, najlepiej w kalendarzu w ciągu 1 miesiąca, dni, w których zwierzę funkcjonuje lepiej, i dni, gdy funkcjonuje gorzej. Organizacja Lap of Love opracowała w tym celu specjalny kalendarz dostępny w Internecie. A metoda „słoiki” przypomina w swoim założeniu poprzednią, tylko dobre i złe dni zaznacza się poprzez wrzucanie drobnych monet do przygotowanych dwóch słoików: pierwszego z napisem „dni dobre” i drugiego z napisem „dni złe”. Po miesięcznej ocenie efekt jest dobrze widoczny dla właściciela.

W wypadku omawiania tematu eutanazji na farmakoterapii poznaje się pojęcia, schematy postępowania, dawkowania. Jednak przejście od teorii do praktyki nie jest tak łatwą sprawą. Jak radzić sobie z tym tematem?

Jest właśnie tak, jak Pani mówi. Temat jest trudny i dlatego dostrzegamy konieczność mówienia o nim. Dlatego też powstał zamieszczony w tym numerze artykuł. Zawieramy w nim informacje, które mają pomóc, szczególnie młodym lekarzom, przebrnąć przez ten etap pracy możliwie najlepiej. Piszemy o regułach i zasadach, którymi należy się posługiwać. I w stosunku do siebie samych, jak i w kontaktach z właścicielami. Mówimy o technicznej i organizacyjnej stronie eutanazji. Mówimy też o aspektach psychologicznych. Wiemy, że jest to duże obciążenie dla lekarzy i podajemy przykłady, jak sobie z tym radzić. Rosnąca liczba doniesień na ten temat jest informacją, że problem jest dostrzegany i coraz mocniej akcentowany w świecie. Chyba najlepszą odpowiedzią na Pani pytanie będzie stwierdzenie, że trzeba się stale uczyć. Podejścia do właścicieli i umiejętności prowadzenia „dobrych” rozmów nacechowanych zrozumieniem, taktem i właściwymi słowami. A także nabywania własnego doświadczenia na bazie medycznej wiedzy i lekarskiego racjonalizmu.

Lekarz weterynarii w gabinecie musi być trochę psychologiem, szczególnie przy tak trudnym dla opiekunów zabiegu, jakim jest eutanazja. Czy są jakieś rytuały, którym pomaga Pani opiekunom w gabinecie, a które warto byłoby polecić innym lekarzom weterynarii?

Eutanazja nie jest zabiegiem. To jednorazowa i nieodwracalna procedura, którą lepiej nazywać świadomym wyborem, pożegnaniem lub po prostu eutanazją. Technicznie jest wykonaniem dożylnej iniekcji, w uzasadnionych medycznie sytuacjach, w świadomie wybranym przez człowieka miejscu i czasie. Techniczny scenariusz tej procedury i jej poszczególne etapy są opisane w artykule. Są one niezmienne i dobrze się ich trzymać, bo są sprawdzonym działaniem w naszej profesji.

Ale każde zwierzę i każda rodzina to inne reakcje, zaangażowanie, wiek, wiedza, wykształcenie, poglądy religijne, wrażliwość kulturowa – zatem każdy przypadek jest inny i dla każdego właściciela trzeba znaleźć właściwe słowa pocieszenia i sposób „wspólnego przejścia” przez ten moment. W tym sensie i dla takich działań potrzebna jest pula wiedzy psychologicznej, której, niestety, nasze studia nie dostarczają, i trzeba ją posiąść drogą samokształcenia lub „zapożyczenia” od starszych, bardziej doświadczonych i cenionych kolegów praktyków. Najlepszymi rytuałami są słowa, np.: „nasza wspólna praca i ocena mówi, że przyszedł najlepszy czas”, „jako właściciele wykonaliście niesamowicie dobrą pracę” i „razem robimy to, co najlepsze”.

Eutanazja to temat ważny i potrzebny. Jak mówić o niej, by nie kojarzyła się ona negatywnie?

Właśnie tak, jak mówimy o tym w naszym artykule i w jego tytule. Pojęcie „dobre życie – dobra śmierć” ma nieść w sobie przesłanie pozytywne. Jest najlepszym, co można powiedzieć o życiu i istnieniu w ogóle. I czy to będzie podejście filozoficzne, mistyczne, religijne czy jakiekolwiek inne, wydaje mi się, że i tak sprowadza nas to do wniosku, by sensem życia było dobre życie, a sensem umierania, skoro umrzeć musimy, dobra śmierć. Odnosimy to do zwierząt, ale sądzę, że myśl ta jest słuszna również w odniesieniu do ludzi. Jednakże medycyna weterynaryjna ma tu pewną przewagę, bo w tym świecie to ludzie mogą sami świadomie wybrać moment śmierci swoich zwierząt, by była ona „dobra”, to znaczy spokojna, szybka, w ciszy i otoczeniu ramionami najbliższych.

Rozmawiała: Monika Mańka

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy