Lek. wet. Robert Kraczkowski ‒ Anestezjolog jest „aniołem stróżem” pacjenta - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Lek. wet. Robert Kraczkowski ‒ Anestezjolog jest „aniołem stróżem” pacjenta

Czy z perspektywy czasu poszedłby Pan na inną specjalizację?

Zdecydowanie nie! Bardzo się cieszę, że już w wieku szesnastu lat, gdy byłem w pierwszej klasie technikum weterynaryjnego, wiedziałem, że chciałbym się zajmować anestezjologią i wykorzystałem ten czas maksymalnie. Udało mi się to, ponieważ na swojej drodze spotkałem wielu uprzejmych i przychylnych mi osób, za co jestem im bardzo wdzięczny. Dzięki temu, kończąc studia, byłem gotowy do pracy i wzięcia świadomej odpowiedzialności za życie znieczulonego pacjenta.

Czy bycie anestezjologiem odbija się na specyfice pracy?

Anestezjolog przychodzi pierwszy i wychodzi ostatni, gdy pacjent jest już wybudzony, stabilny i zabezpieczony przeciwbólowo. Ponosimy odpowiedzialność za życie. To ogólnie jest w pewnym stopniu stresujące, ale absolutnie żadne emocje i żaden negatywny stres nie mogą, czy nie powinny wpływać na to, co i jak robimy, ponieważ mogłoby to mieć złe skutki dla pacjenta. Anestezjolodzy powinni posiadać wiedzę z innych obszarów medycyny, w związku z tym konieczne jest stałe podnoszenie swojej wiedzy i kompetencji nie tylko z samej anestezjologii.

Czy znieczulanie zwierząt do zabiegów jest niebezpieczne? Często słyszy się o obawach opiekunów zwierząt przed zabiegami wymagającymi znieczulenia pacjenta.

Zawsze znieczulenie niesie ze sobą jakieś ryzyko. Oprócz zaburzeń okołooperacyjnhych, które wyrównywane są natychmiastowo, zdarzają się też powikłania, które mają długofalowe skutki, czasem nieodwracalne. Nie zawsze jest to tylko wynikiem znieczulenia. W czasie znieczulenia pacjent jest cały czas monitorowany, zakres monitoringu zależy już od posiadanej aparatury. W związku z tym, że uczymy się i potrafimy więcej, mamy też lepszy sprzęt, jesteśmy w stanie podjąć się znieczulenia naprawdę bardzo chorych zwierząt, a także zwierząt w różnym wieku ‒ zarówno pacjentów neonatologicznych, jaki i geriatrycznych.

Jak przekonuje Pan opiekunów zwierząt do bezpieczeństwa danej metody?

W rozmowie z właścicielem staram się przedstawiać wszystkie ewentualne zaburzenia, na które narażony może być pacjent, jasno określam ryzyko znieczulenia wg skali ASA. Ważne jest też to, że znieczulając mam do dyspozycji dobrze wyposażone zaplecze, w razie gdyby działo się coś nieprawidłowego. Posiadam odpowiednie leki, które odwracają działanie leków znieczulających, monitory anestezjologiczne, respiratory, defibrylator ‒ jednym słowem w pełni wyposażone stanowiska do znieczuleń i ratowania życia. Właściciel, jeżeli go to uspokoi, może też na własne oczy zobaczyć zaplecze w naszej klinice. Daję też możliwość współuczestniczenia właścicielowi w wyborze metody znieczulenia, na przykład poprzez wybór anestetyku lotnego, który będzie szybko rozpoczynał i kończył działanie oraz będzie w jak najmniejszym stopniu metabolizowany, oczekuję też świadomej zgody na wykonanie blokad regionalnych oraz na ewentualną konwersję do znieczulenia ogólnego, w przypadku niepowodzenia blokady. Pacjent otoczony jest opieką przez świadomy, wyszkolony personel, w pojedynkę nic nie da się zdziałać.

Czy w anestezjologii weterynaryjnej w ostatnim czasie pojawiły się innowacje dotyczące tej dziedziny medycyny weterynaryjnej?

Na szczęście tak! W ostatnich latach zrobiliśmy bardzo duży postęp w anestezjologii weterynaryjnej. Bardzo wiele ZLZ wyposażyło się w aparaty do znieczulenia wziewnego oraz monitory pacjenta. Pojawiło się wiele nowych leków, zarejestrowanych do użytku dla zwierząt, a to nadało nowy wymiar znieczuleniom. Lepiej zapobiegamy i leczymy ból u zwierząt. Coraz bardziej popularne stają się nowe techniki znieczuleń, takie jak znieczulenie zrównoważone, czy znieczulenia regionalne, dzięki czemu ograniczone jest zużycie leków znieczulających ogólnie, a to równa się mniejszym działaniom niepożądanym.

Czy anestezjologia weterynaryjna różni się bardzo od ludzkiej?

Jest wiele różnic, ale jest też wiele podobieństw. Używamy tych samych lub podobnych substancji, sprzętu i technik. Na szczęście w medycynie ludzkiej do każdej procedury anestezjologicznej wymagana jest obecność anestezjologa oraz odpowiednio wyposażone stanowisko do znieczulenia. To oczywiście przekłada się na bezpieczeństwo i powodzenie tych procedur u ludzi. Ubolewam nad tym, że w medycynie weterynaryjnej nie jest zapewniony taki poziom zabezpieczenia pacjentów, nie podejmuje się tylu kroków, żeby zapobiegać zgonom, czy powikłaniom. Ograniczeniem są tutaj głównie finanse.

Poziom nauczania w Polsce przyszłych anestezjologów weterynaryjnych jest na wysokim poziomie, czy to raczej nauka poboczna na kursach i specjalizacjach?

Moim zdaniem jeden semestr na naukę anestezjologii kilku gatunków zwierząt to zdecydowanie za mało. Jest to bardzo duża wiedza teoretyczna, którą należałoby przyswoić, a także ogrom umiejętności praktycznych. Stąd dużą część tej wiedzy zdobywa się kursach, warsztatach, czy szkoleniach tematycznych już po studiach. Nie można zapominać o dziedzinach z którymi anestezjologia się zazębia, takich jak fizjologia, farmakologia etc. Bez tych i wielu innych anestezjologia nie istnieje.

Osobiście nową wiedzę zdobywam na kongresach i warsztatach, odbywających się na całym świecie, muszę być na bieżąco, wiedzieć jakie nowości czekają anestezjologię weterynaryjną i dzielę się tą wiedzą na wykładach, szkoleniach i warsztatach, które prowadzę.

Czego potrzebuje polska anestezjologia?

Warto byłoby, gdyby zostały wprowadzone procedury, które zapewnią minimalne odpowiednie standardy. Ich celem byłoby oczywiście zmniejszenie powikłań i śmiertelności. Jest jeszcze wiele do zrobienia… i wymaga to zaangażowania różnych instytucji, ale przede wszystkim chęci zmian od nas ‒ lekarzy praktyków.

Rozmawiała: Karolina Osys

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy