Konkurencja – wróg czy przyjaciel?

Czy liczba absolwentów i tworzenie nowych kierunków weterynaryjnych są istotnymi przeszkodami w osiąganiu sukcesu zawodowego? Nie ma prostych odpowiedzi. Na pewno każdy lekarz weterynarii na swoim lokalnym rynku ma nieco inną sytuację i odpowiedź. Odpowiedź mocno indywidualną, często opartą na utartym schemacie – jeżeli w okolicy znajduje się dużo firm z mojej branży, to konkurencja jest duża. Natomiast nie tak znowu rzadko spotykamy się z sytuacją, gdy ZLZ poszukuje lekarza weterynarii do pracy i… nie ma chętnych.

Zależy to od lokalizacji i zakresu specjalizacji ZLZ. Zwykle w dużych miastach (zwłaszcza tam, gdzie znajdują się wydziały medycyny weterynaryjnej) rynek jest mocno nasycony przez obecność wielu podmiotów. Ale i są rejony, gdzie praktyki weterynaryjne (nawet jednoosobowe) nie mogą nadążyć z obsługiwaniem klientów. Powoli mamy do czynienia ze zjawiskiem wysokiej specjalizacji w weterynarii. Klienci potrafią przejechać kilkaset kilometrów, by skorzystać z konsultacji uznanego specjalisty o wysokiej reputacji. Kryterium wyboru lekarza weterynarii staje się jakość usług i marka specjalisty, np. uznany dermatolog czy chirurg ortopeda.

Podobnie ma się sprawa ze zwierzętami hodowlanymi.

Cena nie jest czynnikiem warunkującym korzystanie z usług. Jest potrzeba czy konieczność, są środki – pieniądze i dostępność informacji, gdzie szukać konkretnych usług. Ważnymi elementami są też świadomość i odpowiedzialność ludzi za zwierzęta. Wizyty na drugim krańcu Polski nie są niczym nadzwyczajnym dla specjalisty chorób drobiu czy trzody chlewnej. Może to rodzić niezdrową zazdrość wśród miejscowych ZLZ. Ale należy pamiętać, że to klient ma swobodę wyboru usługodawcy. My, lekarze weterynarii, też jesteśmy klientami wielu podmiotów gospodarczy...