Umieć znaleźć rozwiązanie - wywiadu udzielił dr n. wet. Jerzy Ziętek - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Umieć znaleźć rozwiązanie – wywiadu udzielił dr n. wet. Jerzy Ziętek

JERZY ZIęTEK
fot. A. Larisz
Dr n. wet. Jerzy Ziętek uzyskał tytuł doktora w 2011 r. Pracuje w Katedrze Epizootiologii i Klinice Chorób Zakaźnych Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie na stanowisku asystenta. Jest autorem i współautorem blisko 70 publikacji w czasopismach krajowych i zagranicznych dotyczących chorób zakaźnych, immunologii klinicznej oraz zoonoz. Jako dydaktyk realizuje cykl ćwiczeń z zakresu chorób zakaźnych przeżuwaczy (ma specjalizację z tego zakresu).

Wybrałem medycynę weterynaryjną, bo:..

Duże wrażenie na mnie wywarła i wciąż wywiera postawa mojej Mamy, która jest prawdziwym doktorem Judymem naszych czasów. Jej zawdzięczam przekonanie, że medycyna stanowi formę powołania i polega na służeniu cierpiącym, przy czym kwestie materialne nie mogą być dla lekarza dominujące w każdym aspekcie jego pracy. Jednocześnie zawsze fascynowała mnie przyroda, świat zwierząt, roślin, miniaturowy kosmos w kropli wody. Logicznym więc wyborem drogi zawodowej wydała mi się medycyna weterynaryjna. Jak się okazało, był to bardzo trafiony wybór.

Bycie lekarzem weterynarii oznacza dla mnie…

Jak wspomniałem, jest to forma służby. Służymy chorym zwierzętom, jednocześnie pomagając ludziom. Nie da się tego powołania realizować, nie lubiąc jednych lub drugich. Gdy jest mi ciężko, gdy mam trudny dzień, myślę sobie, że jako lekarz weterynarii wykonuję zawód zgodny z moim wykształceniem i powołaniem, zawód, o wykonywaniu którego marzy wielu ludzi. Poza tym bycie lekarzem weterynarii to stały rozwój. Widzę, jak sam jeszcze w wielu aspektach mało umiem, widzę, jak rozwijają się różne ścieżki medycyny i cieszę się, że do końca życia będę mógł się uczyć rzeczy, które mnie interesują. Jednocześnie staram się zawsze zostawiać pracę za drzwiami domu. Jest to konieczne, by nie wypalić się zawodowo. Po zdjęciu fartucha staję się zwyczajnym człowiekiem ze swoimi zainteresowaniami i pasjami, z którym można porozmawiać o pieczeniu chleba, dobrej książce czy o codziennych życiowych sprawach.

Moja zawodowa dewiza…

Jako miłośnikowi historii starożytnej przypadł mi do gustu cytat Hannibala: „Albo odnajdziemy drogę, albo ją zbudujemy”. Gdy w pracy klinicznej lub naukowej napotykam trudność, to nigdy od razu nie rozkładam rąk, ale staram się znaleźć rozwiązanie.

Mistrzowie zawodowi to…

Było ich wielu i ciągle pojawiają się nowi. Nauka u nich stanowi dla mnie zaszczyt. Muszę wymienić zwłaszcza dr hab. Barbarę Majer-Dziedzic, promotorkę mojej pracy doktorskiej. Ta bardzo inteligentna i pracowita osoba nauczyła mnie wyciągania krytycznych wniosków z doświadczeń, co stanowi podstawę każdej poważnej pracy naukowej. Jednocześnie, jako osoba niezwykle skromna, wypleniła we mnie wszelką pretensjonalność i skłonność ulegania tytułomanii. Tak naprawdę liczy się to, co kto potrafi i jakim jest człowiekiem. Była też dla mnie wzorem jako dydaktyk, mawiając, że jeśli ktoś nie potrafi wyjaśnić myśli w kilku prostych, mądrych zdaniach, to najwyraźniej sam nie rozumie, o czym mówi. Bardzo wiele zawdzięczam dr. Jackowi Kutrzubie, który wprowadzał mnie w świat kliniki, a także wszystkim moim Kolegom i Koleżankom z pracy.

Moi pacjenci…

To trzy złożone grupy zwierząt: przede wszystkim moje ulubione drobne ssaki, udomowione i dzikie. Poza tym zajmuję się chorobami zakaźnymi bydła oraz – coraz częściej – leczeniem przeżuwaczy nieudomowionych. Ten rozrzut wynika z moich zainteresowań i obowiązków w ramach pracy w naszej Klinice. Związki z tak odległymi grupami zwierząt okazały się bardzo korzystne dla mojej pracy klinicznej. Okazuje się, że wiele leków bardzo dobrze sprawdzających się u przeżuwaczy można wykorzystywać w terapii roślinożernych drobnych ssaków.

W weterynarii najbardziej fascynuje mnie…

Kontakt ze zwierzętami i poczucie, że naprawdę wiele dobrego można zrobić. Lekarze weterynarii powinni czuć dumę z faktu, iż niemal każdy potrafi założyć wenflon, wykonać prosty zabieg czy znieczulić pacjenta. Wielu z nas potrafi w podstawowym zakresie obsłużyć aparat USG, EKG, zrobić badanie biochemiczne krwi czy wykonać iniekcję domięśniową w mięsień wielkości śliwki. To naprawdę niespotykane połączenie wielu umiejętności.

Za swój największy zawodowy sukces uważam…

Stworzenie Ambulatorium Drobnych Ssaków przy Klinice Chorób Zakaźnych, przy czym olbrzymiego wsparcia udzielają nam nasi chirurdzy, zwłaszcza dr Dorota Różańska i dr Maciej Orzelski, a także pracownicy Zakładu Radiologii i Ultrasonografii. Od kilku dobrych lat jest to dość znana w Lublinie jednostka zajmująca się leczeniem najmniejszych pacjentów. Oprócz funkcji klinicznej pełni funkcję dydaktyczną. Zainteresowani tematem studenci bardzo mi pomagają, jednocześnie nabywając dość unikalnych umiejętności. Zaczynałem bardzo skromnie, w czasach, gdy lekarzy zajmujących się drobnymi ssakami było bardzo niewielu, zaś wiedza przekazywana na ich temat w trakcie studiów była fragmentaryczna i dotyczyła raczej zwierząt laboratoryjnych lub fermowych. Dziś standardem jest dokładne badanie kliniczne i laboratoryjne, po którym następuje właściwe leczenie. Swoją wiedzę przekazuję w ramach fakultetu i praktyk zainteresowanym studentom. Jest to znak czasów, gdyż tzw. pocket pets stanowią coraz większy procent pacjentów.

Przyszłość branży weterynaryjnej oceniam jako…

Zależną od młodego pokolenia. Bardzo martwi mnie, że obok studentów udzielających się altruistycznie, np. w schroniskach, pomagających w klinice dla samej radości kontaktu z pacjentem, dużo młodych ludzi jest nastawionych bardzo materialistycznie i roszczeniowo, zaś całe swoje otoczenie traktuje jak wrogów i konkurencję. Myślę, że nie da się z takim nastawieniem nie popaść w pewnego rodzaju paranoję i źle to wróży coraz bardziej koniecznej zawodowej solidarności. Z drugiej strony młode pokolenie wydaje się ogarnięte pewnego rodzaju pesymizmem. Zawsze powtarzam, że jeśli ktoś twierdzi, że mu się w życiu nie uda, to na pewno mu się nie uda.

Mało osób jest w stanie wyobrazić sobie jakąś przyszłość zawodową inną niż leczenie psów i kotów w podstawowym zakresie czy też pracę w administracji, w sytuacji, gdy nasz zawód obejmuje wiele ciekawych aspektów i istnieje wiele pól, które można zagospodarować. Do tego jest potrzebne nieschematyczne myślenie i nieco aktywności. Martwi mnie też bezkrytyczna wiara w technologię, która bez doświadczenia, intuicji i wiedzy lekarza okazuje się mniej przydatna, niż by być mogła. Nieraz otrzymuję całe teczki różnych badań, zaś wstępną diagnozę uzyskuję, przeprowadzając zwyczajny wywiad czy badanie fizykalne. Na to zawsze musi się znaleźć czas. Chciałbym większego powrotu do nauczania typu mistrz – uczeń, z dyskusją, pokazem praktycznym, nauką czynności manualnych. Niestety, w związku ze specyfiką obligatoryjnej oceny pracy na uczelni jest na to coraz mniej czasu.

Gdybym nie był tym, kim jestem, to kim…

Myślę, że nauczycielem. Uwielbiam pracę dydaktyczną, dużą satysfakcję sprawia mi fakt przyswojenia przez ucznia wiedzy czy wzbudzenie zainteresowania przedmiotem.

Opracowała: Monika Cukiernik

Znajdź swoją kategorię

2783 praktycznych artykułów - 324 ekspertów - 22 kategorii tematycznych

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy