#VETTEAM – w pracy jesteśmy wobec siebie równi – rozmowa z vetteamem Przychodni Weterynaryjnej Aura

lek. wet. Dariusz Surawski
w przychodni zajmuje się pacjentami internistycznymi
oraz diagnostyką dermatologiczną i onkologiczną
Wielu z moich rozmówców mówi, że nie wyobraża sobie innej drogi życiowej poza medycyną weterynaryjną. Jak było z Panem? Od razu poczuł Pan, że ten zawód może być też Pana pasją?
Nie będę specjalnie oryginalny – od najmłodszych lat miałem dość sprecyzowane plany i kolejne stopnie edukacji dobierałem konkretnie z założeniem, że poświecę się medycynie. Na studiach bywało różnie, jak większość przeżywałem wzloty i upadki, porażki i drobne sukcesy, chwile wahania i zwątpienia: czy dam radę? Czy dobrze wybrałem? Dopiero na początku drogi zawodowej dostrzegłem, zrozumiałem i w pełni doceniłem możliwości, jakie daje wykonywanie zawodu lekarza weterynarii. Krok po kroku, poznając i zgłębiając arkana fachu, złapałem bakcyla, a praca stała się pasją i wyzwaniem motywującym do większego zaangażowania. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że robię coś innego, ale nie wiem tylko czy chcę (uśmiech).
Co daje Panu najwięcej satysfakcji w codziennej pracy?
Lubię kontakt z ludźmi, a to oni są pierwszą linią i władzą wykonawczą naszych podopiecznych. Merdający ogon psa, który wczoraj ledwo siedział, puchaty kot, który przed miesiącem był łysy jak kolano, miłe słowo opiekuna, uścisk ręki – ładują akumulatory i dodają skrzydeł. Olbrzymią frajdę sprawia mi działanie w zespole, możliwość pracy z moimi utalentowanymi kolegami, wspólne pochylanie się nad pacjentem, uzyskanie ich cennej opinii lub służenie poradą także dostarcza mnóstwa satysfakcji, sprawia, że stajesz się częścią czegoś większego, wspólnej idei, i daje wsparcie w wielu sytuacjach, jakie napotykamy w codziennej pracy, ale i w życiu.
Na co dzień zajmuje się Pan interną, z zacięciem do dermatologii. Co te dwie dziedziny kryją w sobie?
Interna – królowa medycyny – i jej dziedziny to zespół naczyń połączonych. To, co na zewnątrz często jest bowiem manifestacją problemów wewnętrznych. Układanie krok po kroku tych puzzli, odkrywanie ich wzajemnych powiązań to swoista zabawa w detektywa, pozwalająca kawałek po kawałku dojść do pełnego obrazu i rozwiązania zagadki, co umożliwia skuteczne leczenie pacjenta.
Mikroskop w wielu przypadkach to nieodłączne narzędzie diagnostyczne, to też narzędzie, po które często Pan sięga. Jednak „magię mikroskopu” odkrył Pan dopiero w Przychodni Aura – jak to się stało?
To prawda. Wcześniej mikroskop kojarzył mi się jedynie z dość nużącymi zajęciami z histologii, parazytologii czy patomorfologii, których przydatności nie do końca rozumiałem. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności na mojej drodze kariery zawodowej pojawili się dr Joanna Karaś-Tęcza i dr Francesco Carrani, którzy odkryli przede mną magię świata po drugiej stronie obiektywu. Teraz nie wyobrażam sobie pracy bez mikroskopu. I choć medycyna nieustannie prze do przodu, a do dyspozycji mamy wiele nowoczesnych technologii diagnostycznych, uważam, że nic nie zastąpi ludzkiego oka jako narzędzia pomocnego lekarzowi w codziennej praktyce.
Skóra zwierząt to często zwierciadło innych problemów zdrowotnych pacjentów. Jak często dermatologia staje się w diagnozowanych przez Pana przypadkach pierwszym frontem dla dalszej diagnostyki, m.in. onkologicznej?
To dość często problem, gdzie stan skóry czy konkretna zmiana na niej staje się punktem wyjścia do dalszej diagnostyki. Z pozoru błahe problemy często kryją większe, niejednokrotnie zagrażające życiu zwierzęcia. To nie tylko choroby onkologiczne, ale także problemy na tle hormonalnym, z autoagresji, a także behawioralnym. Jak opisywała dr Karaś-Tęcza, skóra często staje się inspicjentem dającym wskazówki, jaki jest prawdziwy, często ukryty, powód problemów pacjenta.
Przypadek dermatozy hormonozależnej opisany w artykule możemy określić jako taki przykład. Jakie znaczenie dla rozwikłania tej zagadki diagnostycznej i skuteczności leczenia miała współpraca Państwa zespołu?
Mam szczęście pracować we wspaniałym zespole. Moi koledzy to fantastyczni, głodni wiedzy pasjonaci zawodu, gotowi do działania i chętni do współpracy. Komfort możliwości skorzystania z Ich wiedzy i umiejętności jest nieoceniony i uświadamia, jak wiele możemy zdziałać, a wspólne burze mózgów i praca dla dobra pacjenta dają pozytywne efekty i satysfakcję na wielu poziomach. To dla mnie zaszczyt być częścią tego zespołu i móc razem pracować.
Dyplom, doświadczenie, odbyte kursy i szkolenia, nietypowe i trudne przypadki. Co powoduje, że lekarz staje się specjalistą w danej dziedzinie?
Dla mnie to proces i ciągła droga w doskonaleniu i szlifowaniu tematu od momentu rozpoznania tej szczególnej dziedziny medycyny, która nas pociąga, przez liczne kursy, szkolenia i warsztaty poszerzające wiedzę, zgłębianie literatury, artkułów, przerzucanie niezliczonych stron internetowych w poszukiwaniu nowinek dotyczących diagnozowania czy nowych metod leczenia. To trudne przypadki i niepowodzenia, z których staram się wyciągnąć pozytywne wnioski. To droga, która jest sumą naszego doświadczenia, zaangażowania, niejednokrotnie poświęcenia i która chyba nigdy się nie kończy.
Miał Pan szansę szkolić się pod okiem wielu cenionych polskich i zagranicznych specjalistów. Które z odbytych kursów/szkoleń uważa Pan za swoje najcenniejsze doświadczenia?
Wszystkie były cennym doświadczeniem. Każdy z odbytych kursów, warsztatów czy staży dostarczył mi nowej porcji wiedzy, umiejętności i narzędzi do wykorzystania w codziennej praktyce. Jak kawałki układanki, cytologia, dermatologia, onkologia, hematologia dopasowywały się, łącząc się w całość i dając podstawy do pracy i dalszej nauki.
Kompetentny, empatyczny, cierpliwy, otwarty na klienta i tłumaczenie zawiłości przypadków. To tylko niektóre z cech znalezionych w opiniach klientów o Panu Doktorze. Czuje Pan, że ma tę moc?
Ha, ha, ha! – moc czuję po kawie i czekoladzie. W swojej pracy spotykamy różnych ludzi – właścicieli naszych pacjentów. Z niektórymi łatwiej, z niektórymi trudniej nawiązać kontakt, co jest niezbędne dla właściwego diagnostycznego postępowania. Często staram się postawić w sytuacji danego człowieka, pozwala to skrócić dystans, ułatwia komunikację i umożliwia wytworzenie pewnej relacji, nici porozumienia między mną a właścicielem. Oczywiście czasami udaje się to bardziej, czasami mniej, ale warto próbować, bo to bardzo ułatwia pracę.
Usłyszałam kiedyś, że aby skutecznie leczyć, trzeba dojść do porozumienia na linii opiekun – lekarz. Jakimi złotymi zasadami kieruje się Pan w komunikacji z klientem? Czy rozwinięte umiejętności interpersonalne przydają się w praktyce i sprzyjają efektywniejszemu leczeniu pacjentów?
Umiejętności interpersonalne to bardzo cenne i przydatne narzędzie codziennej pracy, którego niestety w toku edukacji nikt nas nie nauczył. Sami musimy wypracować schematy, które ułatwią nam działania w kontaktach z innymi osobami, współpracownikami, opiekunami pacjentów. Ja staram się trzymać dwóch zasad – traktować innych tak samo jak ja chciałbym być traktowany i pozostać szczerym w stosunku do właściciela pacjenta. To wymaga ostrożności, delikatności i pewnego rodzaju odwagi, by komunikacja przebiegała sprawnie i była czytelna dla obydwu stron. Uczę się tego przez cały czas.
Gdzie poza praktyką kryją się pasje Pana Doktora?
W wolnym czasie znajduję dużo radości z obcowania z przyrodą. Często oddaję się pracom ogrodowym, słuchając przy tym audiobooków. To pozwala mi zrelaksować się psychicznie i odciąć od emocji związanych z sytuacją polityczną w kraju – śledzę te wydarzenia niemalże obsesyjnie. Spędzam też czas poza pracą z współpracownikami. W tym sezonie zespół mojej lecznicy startował grupowo w triatlonie w Bydgoszczy. Stanowiło to motywację o zadbanie o zdrowie i sprawność, a ja, niestety, wiecznie rzucam palenie. Jestem ciekawy i świata i nowych smaków. Programy kulinarne i podróżnicze stanowią inspirację do planowania wakacji szczególnie w miejsca z duża ilością słońca i ciepłym morzem. To jest mój sposób na deszczowe dni, choć w ramach dziwactw w słotne wieczory spędzam też długie godziny na tłumaczeniach literatury fachowej anglojęzycznej. A propos dziwactw, zbieram też długopisy (śmiech).