Nadal przyjeżdżam do przychodni jak do siebie ‒ lek. wet. Anna Rzepka. - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii
art. sponsorowany

Nadal przyjeżdżam do przychodni jak do siebie ‒ lek. wet. Anna Rzepka.

edina
fot. archiwum A. Rzepka
Grupę EDINA w styczniu tego roku zasiliła kolejna przychodnia – PulsVet działająca przy ul. Puławskiej w Warszawie. O powodach decyzji, procesie dołączenia i pierwszych wrażeniach opowiada lek. wet. Anna Rzepka.

Jakimi zwierzętami opiekuje się Pani zespół?

Lek. wet. Anna Rzepka: Każdego dnia zapewniamy profesjonalną i kompleksową opiekę weterynaryjną dla: drobnych ssaków, gadów, płazów, ptaków i ryb. Leczymy np. takie zwierzaki, jak: szynszyle, chomiki, fretki, szczury, króliki, kawie domowe, od czasu do czasu odwiedzają nas też skunksy, szopy pracze czy ostronosy. Na dwóch piętrach naszej przychodni znajdują się: pięć gabinetów internistycznych, gabinet stomatologiczny, sala chirurgiczna, pracownia badań obrazowych, laboratorium i szpital dzienny.

Jak to się stało, że zaczęła Pani rozważać dołączenie do EDINY?

Kobieta, biznes i małe dzieci…. Chyba więcej nie trzeba dodawać. Lecznica z czterech pracowników rozrosła nam się do ponad dwudziestu, baza klientów również ciągle się powiększała, pojawiało się coraz więcej problemów natury administracyjnej. Sześć dni operowałam, siódmy zajmowałam się: księgowością, papierologią, naprawami sprzętu, nowymi
zamówieniami. Wychodził mi z tego drugi etat. Czas, który spędzałam w pracy, chciałam po prostu spędzać z córką. Dodatkowo zwróciłam uwagę, że koledzy, którzy dołączyli do naszego zespołu pięć lat później ode mnie, a więc mają o tyle lat mniejszy staż, zaczynają wykonywać pracę, której ja nie wykonuję. Nie miałam możliwości rozwoju. Po ukończeniu specjalizacji nie byłam w stanie z braku czasu podwyższyć swoich kompetencji. Medycyna szła do przodu, a ja się zatrzymałam. Bardzo chciałam to wszystko zmienić.

Co zyskała zatem Pani i PulsVet po wejściu do Grupy EDINA?

Wiele się zmieniło – zarówno dla mnie, jak i kliniki. Mogę teraz w pełni skoncentrować się na leczeniu. Pracuję cztery dni w tygodniu, a nie siedem. Mamy na pokładzie świetnego managera, który wspiera mnie w prowadzeniu lecznicy. Tematy związane z zarządzaniem zajmują mi znacznie mniej czasu. To olbrzymia ulga. Właśnie jadę na szkolenie, więc zaczęłam się rozwijać. Także pozostali lekarze z naszego zespołu zyskali możliwość brania udziału w wewnętrznych szkoleniach EDINY. Odzyskałam spokój, który dodatkowo był mocno zachwiany przez covid i inflację.

Bezustannie zastanawiałam się, czy powinnam podnieść ceny, czy też nie, czy nie stracimy przez to pacjentów, których nie będzie stać na leczenie, a przez to, czy wystarczy nam pieniędzy na wynagrodzenia pracowników. Spadła mi z głowy wielka odpowiedzialność – za los drugiego człowieka. Po dołączeniu do EDINY wiele spraw administracyjnych zostało uporządkowanych, choćby sprawy księgowe. Możemy też w ramach Grupy EDINA swobodnie korzystać ze wsparcia pracowników z innych placówek – to jest bardzo pomocne, gdy ktoś zgłasza nam dłuższą nieobecność w pracy. Wcześniej tematy zastępstwa w przypadku choroby spędzały mi sen z powiek. Przenieśliśmy się też do większego budynku i zostaliśmy doposażeni sprzętem. Mamy świetnie wyremontowany nowy lokal, którego na pewno nie udałoby nam się doprowadzić do takiego standardu własnym sumptem.

A jak wyglądał proces dołączenia do Grypy EDINA, czy jest Pani zadowolona z przebiegu tego procesu?

Cały proces był dla nas stosunkowo prosty. Najbardziej czasochłonne było przełączanie programów, ale to pewnie tak samo, gdybyśmy my wewnętrznie postawili sobie podobne zadanie. Przyznam, że był to dla mnie jednak psychicznie dość trudny moment. Musiałam przywyknąć do myśli, że sprzedałam swoje dziecko. Pierwsze trzy miesiące były dla mnie trochę smutne. Jednak bardzo szybko okazało się, że tak naprawdę na co dzień ingerencja EDINY jest niezauważalna. Nic się nie zmieniło pod względem pracowniczym. Nadal jadę jak do swojej kliniki, nazywamy się w zasadzie tak samo. Nadal jestem kierownikiem, pracownicy też nie zauważyli w codziennej pracy wielkiej zmiany. W zasadzie EDINY nie ma w środku, pozostał ten sam zespół. Mamy edinowe spotkania raz w miesiącu, które zawsze odbywają się w świetnej, przyjaznej atmosferze.

Czy poleca Pani innym lecznicom ten krok? Jeśli tak, jaki byłby główny argument?

Brak ingerencji w sprawy medyczne, spokój i koleżeńska atmosfera. Zdjęcie z głowy wielu problemów. Osobiście zyskałam oddech, możliwość zajęcia się córką i rozwojem zawodowym – tego mi najbardziej brakowało. Polecam wszystkim właścicielom klinik, którzy są już po prostu zmęczeni i wypaleni prowadzeniem swojego biznesu, a chcą poświęcić się leczeniu i podniesieniu własnych kwalifikacji. To będzie dla nich dobry krok.

Znajdź swoją kategorię

2815 praktycznych artykułów - 324 ekspertów - 22 kategorii tematycznych

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy