Pracujemy na podstawie poszlak - dr n. wet. Małgorzata Ochota - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Pracujemy na podstawie poszlak – dr n. wet. Małgorzata Ochota

małgorzata ochota
fot. A. Larisz
Dr n. wet. Małgorzata Ochota pracuje w Katedrze Rozrodu z Kliniką Zwierząt Gospodarskich Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. W pracy naukowej zajmuje się m.in. zapłodnieniem in vitro u kotów oraz przyżyciowym pozyskiwaniem plemników od kocurów. Prywatnie jest właścicielką dwóch kotów.

Wybrałam medycynę weterynaryjną, bo…

Klasycznie, kochałam zwierzątka i chciałam im pomagać. Od dziecka marzyłam o psie czy kocie, ale w zamian przez dom przetoczyły się gwardie chomików, świnek morskich i papug. Do dziś chyba mam lekki żal do rodziców, że jednak się na tego kota czy psa nie zgodzili. W czasach, kiedy szłam na studia, medycyna weterynaryjna nie była jeszcze tak popularna jak obecnie, a w ogólniaku (klasa humanistyczna) byłam jedyną chyba osobą, która uczyła się biologii. Wybór studiów wzbudził pewną sensację wśród znajomych i zaskoczył rodzinę. Mama jest lekarzem medycyny i dość mocno byłam namawiana na „bardziej ludzki” kierunek. Na szczęście nie dałam się przekonać. Obecnie wśród Koleżanek i Kolegów jestem traktowana jak zawsze dostępne źródło porad weterynaryjnych na każdy temat: od zachowań płciowych chomików począwszy, po możliwości rehabilitacji i fizjoterapii gołębia z parapetu, który ma krzywą nóżkę…

Bycie lekarzem weterynarii oznacza dla mnie…

Ciężką pracę i pokorę – bo nie myli się tylko ten, kto nic nie robi. Ponadto satysfakcja zawodowa zwykle zaskakuje, bo przychodzi zazwyczaj wówczas, kiedy jej się nie spodziewamy. Z mojej praktyki wynika, że zwykle najwdzięczniejsi są ci właściciele (bo o pacjentach to trudno powiedzieć), przy których nie mam poczucia, żebym wykonała ogrom pracy i popisała się zawodową wirtuozerią. Cóż, w pozostałych przypadkach pozostaje zawsze poczucie dobrze spełnionego obowiązku.

Moja zawodowa dewiza…

Nie przemęczać się, czyli leczyć tak, żeby jak najrzadziej widywać swoich pacjentów (śmiech). Żartuję oczywiście. Przede wszystkim – leczyć przyczynę, a nie objawy, choć czasami bywa to trudne, np. u neurotycznej kotki, która ma problemy z rozrodem. W tym wszystkim mam zawsze wrażenie, że lekarz weterynarii musi też być trochę psychologiem, bo terapia zwierzęcia zaczyna się w głowie jego właściciela, a ten element często bywa najtrudniejszy.

Mistrzowie zawodowi to…

Chyba wszystkie te osoby, które specjalizują się w wąskich dziedzinach i w zakresie swojej specjalności są ekspertami. To od nich uczę się najwięcej i podziwiam za tak dogłębne poznanie tematu. Praca na uczelni sprzyja takim kontaktom i umożliwia uzyskanie dokładnych odpowiedzi (w krótkim czasie i małym wysiłkiem), i za to ją chyba lubię najbardziej. Po zakończeniu studiów pracowałam w prywatnej lecznicy i tam poznałam codzienną stronę pracy lekarza weterynarii, potem były studia doktoranckie, a potem prawie 5-letni pobyt w UK, gdzie zetknęłam się z weterynarią, „która może wszystko i nie musi liczyć się z kosztami”, jeżeli tylko oczywiście zwierzę jest ubezpieczone. Przez lata pracy spotkałam wiele osób, od których sporo się nauczyłam, nie sposób tu wszystkich wymienić. Mam nadzieję, że poszerzanie wiedzy będzie mi również towarzyszyło w następnych latach pracy.

Znajdź swoją kategorię

2814 praktycznych artykułów - 324 ekspertów - 22 kategorii tematycznych

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy