Najważniejsze to nie ustawać w drodze na własne szczyty ‒ rozmowa z lek. wet. Agatą Grudzień-Stasiak - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Najważniejsze to nie ustawać w drodze na własne szczyty ‒ rozmowa z lek. wet. Agatą Grudzień-Stasiak

Agata Grudzień-Stasiak
fot. AdTwinzz K. Zakrzewski
Lek. wet. Agata Grudzień-Stasiak jest absolwentką Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, gdzie rozpoczynała swoją drogę jako lekarka weterynarii. Na co dzień robi zoom na okulistykę zwierząt, stając się, jak sama mówi, fotografem „makro” oczu swoich pacjentów. Właścicielka Przychodni VetOptic w Zgierzu, autorka Okulistycznych Algorytmów Postępowania oraz podcastu Alfabet Okulisty. Samą Panią Doktor oraz diagnozowane przez nią przypadki z praktyki można lepiej poznać na Instagramie @vetoptic. Na co dzień jest dumną mamą trójki maluchów i fotografką amatorką – obu tym pasjom oddaje się z zaangażowaniem.

Swoją przygodę z medycyną weterynaryjną rozpoczynała Pani w Lublinie. Jak to się stało i co wpłynęło na wybór właśnie takiej drogi kariery zawodowej?

Byłam jedną z tych dziewczynek, które marzyły o medycynie weterynaryjnej, bo kochały zwierzątka (uśmiech). Z biegiem lat oprócz miłości do zwierząt pojawiła się też fascynacja medycyną. Gdy dodałam jedno do drugiego, nie mogło być innej ścieżki zawodowej.

Gdyby nie wybrała Pani medycyny weterynaryjnej, o czym dziś by się Pani zajmowała?

Mam ogromną słabość do fotografii, mówią też, że mam dobre oko. Gdybym nie poszła w medycynę, prawdopodobnie zamiast skalpela trzymałabym obiektyw. Dziś spełniam się częściowo jako fotograf „makro” oczu swoich pacjentów. To wielkie szczęście móc zachwycać się pięknem natury i medycyny z tak bliska.

Nie samą pracą człowiek żyje. Jak w natłoku codziennych zadań zachowuje Pani life balance tak ważny w życiu każdego lekarza?

Nie zachowuję (śmiech). Nie da się być w kilku miejscach na raz i spełniać jednocześnie kilku ról. Zawsze realizujemy jedno zadanie kosztem innego. Ale takie jest życie. Ważne, by wszystko miało swoje miejsce i swój czas, bez pośpiechu i z poszanowaniem priorytetów.

Lekarz weterynarii to też człowiek, choć znacząca część społeczeństwa utożsamia go tylko z zawodem. Kim jest Pani poza gabinetem i gdzie kryją się Pani pozaweterynaryjne pasje oraz zainteresowania?

Poza gabinetem jestem przede wszystkim mamą. Mam trójkę malutkich dzieci, które nie pozwalają mi się nudzić. Choć to niepopularna dziś opinia – ja naprawdę uwielbiam być mamą i pokazywanie małym ludziom tego, jaki piękny czeka na nich świat, jest dla mnie absolutnie wystarczającym wypełnieniem szuflady hobby, pasji i zajęć po godzinach.

Pani zainteresowanie okulistyką zrodziło się podczas pobytu w Anglii, gdzie odbywała Pani praktyki. Co okazało się punktem zapalnym dla rozwoju i chęci pogłębienia wiedzy w zakresie okulistyki weterynaryjnej?

To nie była strzała Amora. Zainteresowanie okulistyką przyszło z czasem, wzrastało na gruncie zachwytu ludźmi, którzy pokochali okulistykę przede mną. Myślę, że to jest właśnie kluczem do rozwoju pasji – poznanie ludzi, którzy zarażają swoją miłością do danej dziedziny i dzielą się wiedzą; odnalezienie mentora, który swoim przykładem zapali do nauki.

Miała Pani szansę rozwijać się jako lekarz pod okiem prof. Davida Williamsa z Uniwersytetu Cambridge oraz dzięki wsparciu prof. Gila Bena-Shlomo. Jak współpraca z tymi specjalistami wpłynęła na Panią jako przyszła lekarkę?

Mogę śmiało powiedzieć, że te dwie postacie ukształtowały mnie jako lekarza, jako okulistę i jako człowieka. Kiedy będąc młodym lekarzem, nieznającym życia, trochę wystraszonym i niepewnym, pozna się ludzi wielkich pasji i wielkich idei, to uskrzydla i daje wiarę we własne możliwości. Obie te praktyki dały mi przede wszystkim odwagę, bym robiła to, o czym marzę. Ogrom wiedzy i doświadczenia, który z nich wyniosłam, był wisienką na torcie.

Pani praktyki, staże, szkolenia, praca kliniczna skupiały się na doskonaleniu umiejętności i zdobywaniu doświadczenia w zakresie okulistyki. Kiedy zaczęła Pani postrzegać siebie jako specjalistkę – okulistkę weterynaryjną?

Dobrze pamiętam ten dzień, ten moment i tego pacjenta. Był to pierwszy pacjent odesłany do mnie na specjalistyczny zabieg protezowania sperforowanej rogówki. Kiedy dotarło do mnie, że lekarz ogólny odesłał swojego pacjenta do mnie na zabieg specjalistyczny, zrozumiałam, że zaczynam nowy rozdział kariery zawodowej – jako okulista.

Czego potrzeba lekarzowi w tej dziedzinie medycyny, żeby mógł zacząć postrzegać siebie jako specjalistę/-kę?
Potrzeba tego, co w każdej innej dziedzinie, nie tylko w medycynie – doświadczenia. Z doświadczeniem idzie pewność siebie i odwaga do tego, by definiować siebie jako specjalistę.

Miałaby Pani jakieś rady dla lekarzy, którzy na co dzień nie zajmują się okulistyką. Na jakie problemy w obrębie oka i towarzyszące im objawy koniecznie należy zwracać uwagę podczas rutynowej wizyty zwierzęcia w ZLZ-cie?

Myślę, że każde odstępstwo od fizjologii oka powinno zwracać uwagę. Jest to bardzo delikatny narząd i chory potrafi pogorszyć się w piorunującym tempie. Dlatego jeśli oko prawe wygląda inaczej niż lewe, warto zasięgnąć specjalistycznej opinii. Natomiast to, co powinno być regułą podczas wizyty internistycznej, szczególnie takiej, której powodem jest problem okulistyczny, jest test z fluoresceiną, który polega na wybarwieniu powierzchni rogówki fluorescencyjnym barwnikiem. Pozwoli on na szybką diagnostykę uszkodzenia rogówki. To prosty test, dostępny w większości gabinetów ogólnych, a niesie wiele informacji. Pozwala też w porę rozpocząć leczenie i niejednokrotnie zapobiega dramatycznym powikłaniom, łącznie z utratą gałki ocznej.

Czy są takie choroby oczu, które mogą się kamuflować przed niewprawnym i mniej doświadczonym okiem lekarza?

Zdecydowanie tak. Mam tutaj na myśli szczególnie choroby, których nie widać na pierwszy rzut oka, jak choroby siatkówki. Do ich diagnostyki potrzebny jest nie tylko specjalistyczny sprzęt, ale także już bardziej zaawansowana wiedza. Dlatego warto przynajmniej raz w roku pokazać pacjenta specjaliście. Z drugiej strony czasem choroba oka jest odzwierciedleniem choroby ogólnej, którą kamufluje, będąc w tym przypadku bardziej objawową. Dlatego każdy okulista jest w pierwszej kolejności internistą.

Czy jest taki sprzęt bez którego nie wyobraża Pani sobie swojej pracy, a może jest taki, który warto mieć, jeśli myśli się o pogłębianiu wiedzy w dziedzinie, jaką jest okulistyka?

Obecnie jestem już mocno rozpieszczona sprzętem, który posiadam, i prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie pracy bez któregokolwiek z nich. Natomiast jeśli początkujący lekarz planuje iść w stronę okulistyki, myślę, że warto, by zatroszczył się o dobry oftalmoskop pośredni z soczewką i lampę szczelinową. To są duże wydatki, ale ciężko bez tego ruszyć z miejsca. Oba te sprzęty dają już wgląd zarówno na powierzchnię gałki, jak i na dno oka. Odpowiednie powiększenie umożliwia dojrzenie tego, czego nie dojrzelibyśmy bez niego. Niestety taka jest kolej rzeczy, trzeba zainwestować, by móc się rozwijać.

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy