Zarys lecznictwa zwierząt na ziemiach polskich. 200 lat od powstania pierwszej polskiej szkoły weterynaryjnej - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Zarys lecznictwa zwierząt na ziemiach polskich. 200 lat od powstania pierwszej polskiej szkoły weterynaryjnej

szkoły weterynaryjnej
Fot. iStock

Początki lecznictwa zwierząt nie są tożsame z rozpoczęciem szkolenia osób zajmujących się tą dziedziną. Z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że udomowienie poszczególnych gatunków było impulsem do dbania o ich zdrowie. Stanowiły one przecież wartość materialną. Działania lecznicze miały na celu utrzymanie prawidłowej kondycji inwentarza oraz pośrednio chroniły zdrowie, jak to byśmy określili współcześnie, publiczne. W tym kontekście pojawienie się dedykowanej temu profesji i rozpoczęcie szkolenia kadr weterynaryjnych nastąpiło dość późno, bo dopiero w drugiej połowie XVIII wieku. Ziemie polskie nie stanowiły tu wyjątku, chociaż dowody historyczne mówiące o osobach parających się takimi zajęciami na naszym terenie pojawiają się już w XIV wieku.

Pierwsze pisemne doniesienia o lecznictwie zwierząt u Słowian zawdzięczamy Apsyrtosowi (315-368 n.e.), weterynarzowi oddziałów Konstantyna Wielkiego. Jego listy zamieszczone w dziele Hippiatrica mówią m.in. o leczeniu zatrzymania moczu u koni za pomocą okadzania podbrzusza palonym bobrowym gonem (łac. Castoreum pulveratum) oraz doodbytniczym stosowaniem czopków złożonych z miodu i soli (1). Już w okresie średniowiecza pojawiają się nie tylko wzmianki o osobach zajmujących się terapią zwierząt, ale o próbach „przemysłowego” wytwarzania środków leczniczych dla zwierząt. Przykładem takiej substancji jest dziegieć (łac. Pix liquida), który był używany szczególnie w leczeniu chorób skóry, racic, kopyt, kości (2). Jako mieszanina związków fenolowych, węglowodanów i terpenów wykazywał działanie dezynfekujące i antybakteryjne, a z zalet tego leku korzysta się w czasach nam współczesnych.

Źródła historyczne potwierdzają, że choroby zakaźne dziesiątkowały nie tylko ludzi, ale także zwierzęta. Opisy wąglika, księgosuszu i innych zaraz dotykających inwentarz żywy zaczęły pojawiać się na ziemiach polskich już w średniowieczu, a pierwsze wzmianki dotyczące leczenia (przede wszystkim koni) znajdują się w Statutach Wiślickich z 1347 r., które zostały opublikowane w zbiorze ustaw prawa ziemskiego ok. 1488 r. Dokumenty świadczące o czynnościach terapeutycznych wykonywanych na zwierzętach w Polsce datują się na okres panowania Władysława Jagiełły.

Z rachunku wystawionego w 1394 r. dowiadujemy się, że Jakusz, kowal z Wiślicy, otrzymał 7 groszy wynagrodzenia za wyleczenie koni królewskich. Innym razem za mydło i puszczenie krwi choremu koniowi królewskiemu otrzymał 1 grosz (3). Możemy domniemywać, że oprócz wspomnianego upustu krwi były także stosowane inne procedury medyczne oraz leki. O tym, jakiego rodzaju były to działania, jakie substancje wykorzystywano i w jakich połączeniach były stosowane, dowiadujemy się dopiero z zapisków z XVI w. Wspomnianego kowala Jakusza wybitny polski historyk weterynarii dr płk. Konrad Millak umieścił w Słowniku polskich lekarzy weterynaryjnych wydanym w latach 1960-1963, traktując go (przyznajmy, że trochę na wyrost) jako pierwszego przedstawiciela profesji weterynaryjnej na ziemiach polskich (4).

Średniowieczne źródła nie wskazują innej aktywności w zakresie lecznictwa zwierząt na tych terenach. Dopiero renesans wyzwala różne dziedziny nauk z poważnego odrętwienia. Z takim stanem rzeczy mamy do czynienia w medycynie i weterynarii. W tym czasie pojawiają się pierwsze konkretne i wyczerpujące informacje traktujące o lecznictwie zwierząt. Oczywiście nie mówimy tu o weterynarii, a tym bardziej o weterynarii jako nauce. Pierwszą znaną publikacją poświęconą temu tematowi była wydana w oficynie Floriana Unglera w Krakowie w 1532 r. Sprawa a lekarstwa końskie przez Conrada królewskiego kowala doświadczona, nowo z pilnością przełożona, a najpierwej w poznaniu dobrego konia. Odnalezienie druku było możliwe dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności.

W 1884 r. warszawski antykwariusz Cezary Wilanowski, badając uszkodzoną oprawę Statutów Zygmunta I, zauważył, że deska wzmacniająca okładkę jest wyklejona starymi drukami, które okazały się m.in. dziełem Conrada. Niestety na skutek nieumiejętnego postępowania uległy one poważnemu uszkodzeniu. Nad odczytaniem i uzupełnieniem pracował dr Andrzej Berezowski (5). Zauważył on, że publikacja była raczej kompilacją dzieł wydanych wcześniej niż samodzielną pracą autora. Conrad nazywa siebie kowalem królewskim, czyli określa swój zawód tak, jak osoby zajmujące się leczeniem koni w ówczesnej Francji i Niemczech.

W związku z tym Berezowski pisze „Okoliczność powyższa nasuwa przypuszczenie, że w zawodzie swoim kształcił się w Niemczech lub Francyi. Tam mógł on poznać dzieła tych pisarzy, których miał później tłumaczyć lub naśladować. (…) Sądzę więc, że rozprawka Konrada jest kompilacyą z dzieł hippologów najrozmaitszych czasów i najrozmaitszych krajów” (6). Na początku pracy znajdujemy krótką charakterystykę konia, sposoby określania wieku po uzębieniu oraz ogólne wiadomości związane z hodowlą tego gatunku. Kolejne rozdziały autor poświęca leczeniu. O metodach stosowanych w terapii niech świadczy fragment: „Na ochwat od żyta. Iesli mu iest ochwat od żyta albo od rży młodey tedi gi w wiescz w wodę zymną wszystkiego y trzimacz go tam zgodzinę potym wywiodwszy go z wody iezdzisz nanim wzawod aże się zapoczi y robicz gim” (6).

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy