Biotechniki rozrodu to moja pasja rozmowa z dr n. wet. Anną Grabowską - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Biotechniki rozrodu to moja pasja rozmowa z dr n. wet. Anną Grabowską

fot. Dawid Skoczylas
Dr n. wet. Anna Grabowska jest absolwentką Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, gdzie w trakcie studiów rozwijała się jej miłość do hipiatrii. Ziarenko pasji do medycyny weterynaryjnej zakiełkowało w niej dużo wcześniej, a zasiali je w niej rodzice, którzy także są lekarzami weterynarii. Podczas praktyk studenckich po raz pierwszy poczuła, że jako lekarka weterynarii chce związać swoją przyszłość z embriotransferem, który stał się punktem zapalnym dla tematu jej doktoratu, poruszyła w nim tematykę transferu zarodków u koni. Stale pogłębia swoje doświadczenia oraz wiedzę na temat metod diagnostyki i leczenia niepłodności, biotechniki rozrodu oraz wykorzystania technik obrazowania w rozrodzie koni, regularnie odwiedzając kongresy i biorąc udział w szkoleniach. Jednak jej największym konikiem i największą pasją są biotechniki rozrodu koni. W tym zakresie aktualnie spełnia swoje hipiatryczne marzenia, ruszył jej projekt, otworzyła pierwsze w Polsce Centrum Biotechnologii Rozrodu Koni.

Od początku pracy naukowej i terenowej w centrum Pani zainteresowań znajdował się rozród koni?

Tak, wybór studiów był pokierowany moją miłością do koni. Od początku moją pasją była hodowla koni, a rozród jest dziedziną weterynarii najbardziej powiązaną z hodowlą. Prawdziwe „powołanie” poczułam, gdy po 4. roku studiów byłam na praktykach w Neustadt Dosse, wtedy pierwszy raz widziałam zabieg embriotransferu i poczułam, że już wiem, co chcę robić w życiu, i 2 lata po zakończeniu studiów zrobiłam swój pierwszy komercyjny embriotransfer (notabene drugi w Polsce).

Wróćmy na chwilę do początku. Jak Pani droga zetknęła się z medycyną weterynaryjną?

Można powiedzieć, że weterynarię wyssałam z mlekiem matki. Oboje moi rodzice są lekarzami weterynarii. Gdy byłam dzieckiem, na podwórku zamiast trzepaka mieliśmy poskrom dla bydła, a w weekendy, jak mama miała dyżury w laboratorium i zabierała mnie ze sobą, moją ulubioną zabawką było mieszadło magnetyczne, a zabawą zatykanie korkami probówek. Jednak nie od zawsze byłam ukierunkowana na weterynarię, dopiero styczność z końmi dała mi tę pewność.

W pracy z końmi towarzyszą Pani bardzo często różnego rodzaju techniki obrazowania. To też kolejna dziedzina, w której stale się Pani rozwija. Co takiego dostrzegła Pani w diagnostyce obrazowej?

Ze wszystkich przedmiotów na studiach to właśnie diagnostyka obrazowa fascynowała mnie najbardziej. W rozrodzie korzysta się z niej bardzo dużo, ale można powiedzieć, że w bardzo okrojonym polu. Dlatego staramy się cały czas szukać ciekawych technik, które można wykorzystać w praktyce terenowej. Bardzo ciekawym zagadnieniem według mnie jest rozpoznawanie płci w ciąży koni. Podczas gdy może być to stosunkowo trudne w pierwszym dostępnym okienku czasowym (59.-68. dz.c.), to w późniejszym okresie ciąży jest to bardzo przyjemne i dające wiele satysfakcji badanie.

Z innych zastosowań wykorzystujemy efekt Dopplera, który pozwala nam śledzić zmiany w przepływach wokół pęcherzyków tuż przed owulacją. Prowadzimy też obserwacje nad przepływami w ciałku żółtym oraz zmianami w przepływach naczyń macicy podczas wczesnej ciąży, gdy zarodek jest jeszcze za mały, żeby móc zostać rozpoznany (7.-9. dz.c.). Może być to szczególnie przydatne przy embriotransferze, gdy zabieg pozyskiwania zarodka jest wykonywany, zanim można rozpoznać, czy klacz jest w ciąży, czyli de facto wykonuje się go „w ciemno”.

Rozwój oraz stałe doskonalenie zawodowe są dla Pani niezmiernie ważne. W jakich dziedzinach medycyny poza diagnostyką powinien doskonalić swoje umiejętności lekarz, który myśli o zajmowaniu się rozrodem koni?

Myślę, że oprócz stricte rozrodowych umiejętności przydaje się także wiedza z andrologii, a w dzisiejszych czasach także pewien zakres umiejętności laboratoryjnych, by móc w pełni korzystać z biotechnik rozrodu. W pracy terenowej na pewno należy rozwijać się w neonatologii. Wiedza z tej dziedziny idzie cały czas do przodu i warto być na bieżąco z nowinkami. Obecnie źrebaki są bardzo cenne i właściciele nie szczędzą na ich profilaktyce oraz leczeniu. Myślę również, że w tej dziedzinie zawsze mile widziana jest dodatkowa wiedza hodowlana, informacje dotyczące rejestracji i opisu źrebaków to wiedza ułatwiająca współpracę z hodowcami.

Jakie elementy i aspekty edukacji rozwinęły Panią jako lekarkę?

Zaraz po studiach odbywałam staże ogólne, obejmujące wszystkie dziedziny hipiatrii, przez lata pracowałam w terenie, zajmując się każdym napotkanym przypadkiem, czy rozrodowym, czy internistycznym, ale zawsze miałam „swojego konika”. Były nim biotechniki. Czytałam zagraniczne publikacja naukowe, jeździałam na konferencje. Nie zapomnę, jakim przeżyciem był pierwszy mój wyjazd na konferencję międzynarodowego stowarzyszenia zajmującego się embriotransferem. Wszystkie te nazwiska, które przewijały się w publikacjach, miały teraz twarze i można było z nimi porozmawiać na żywo.

Naturalnym skutkiem Pani prac badawczych była praca doktorska o zastosowaniu inhibitora Na/K ATP-azy w kriokonserwacji zarodków końskich. Skąd pojawił się pomysł pracy doktorskiej?

Tak jak wspominałam wcześniej, embriotransfer interesował mnie już na studiach. Ponieważ w czasie, kiedy kończyłam studia, było niewiele miejsc w Europie, w których wykonywano go komercyjnie, stwierdziłam, że najlepszą drogą do zgłębienia tematu będzie droga naukowa. Znalazłam ośrodek, który od lat zajmował się embriotransferem, tj. Uniwersytet Medycyny Weterynaryjnej w Wiedniu, który podjął się współpracy z Uniwersytetem Przyrodniczym we Wrocławiu w ramach mojej pracy doktorskiej. Dotyczyła ona mrożenia zarodków końskich. W Wiedniu robiłam większość badań do doktoratu. W jego ramach musiałam pozyskać, zamrozić i rozmrozić ponad 60 zarodków, co dało mi spore doświadczenie w pozyskiwaniu i manipulacji zarodkami, W Wiedniu oprócz jednostki naukowej jest prężnie działająca klinika rozrodu, w której mogłam wykonywać również inseminacje, mrożenie nasienia i transfery zarodków. Pobyt tam dał mi ogrom doświadczenia.

Ma Pani nie tylko bogatą wiedzę w zakresie rozrodu, ale także spore doświadczenie zdobyte w ramach zagranicznych staży w uznanych klinikach chorób koni. Jakie najcenniejsze doświadczenia wyniosła Pani z odbytych praktyk?

Tak, miałam możliwość uczestniczyć w pracy klinik w Czechach, Niemczech i Holandii. Oprócz ogólnej i specjalistycznej wiedzy weterynaryjnej to, co dla mnie było również bardzo interesujące i kształcące, to organizacja pracy kliniki, personelu, sposób umawiania wizyt, przyjmowania pacjentów itp. W okresie, kiedy byłam na stażach za granicą, w Polsce hipiatria w głównej mierze opierała się jeszcze na jednoosobowych działalnościach. Za granicą zobaczyłam, jak wydajna, efektywna i satysfakcjonująca może być praca w zespole.

Myślę, że pierwsza praca po studiach kształtuje nas jako lekarzy, staje się takim wzorcem, do którego dążymy. Może też stąd moje dążenie do stworzenia podobnej jednostki.

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy