Nauka jest użyteczna wyłącznie wtedy, gdy rozwiązuje konkretny problem ‒ dr Piotr Cybulski - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Nauka jest użyteczna wyłącznie wtedy, gdy rozwiązuje konkretny problem ‒ dr Piotr Cybulski

Piotr Cybulski
fot. E. Piaścik, InviteMe Studio
Dr Piotr Cybulski jest absolwentem Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, gdzie zdobywał swoje pierwsze doświadczenia jako lekarz weterynarii. Swoją wiedzę rozwijał i pogłębiał na studiach doktoranckich pod okiem prof. Tomasza Stadejka w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie, zgłębiając temat analizy czynników ryzyka występowania wrzodów żołądka u tuczników. Pracę obronił z wyróżnieniem w 2020 roku. Jako specjalista weterynaryjnej diagnostyki laboratoryjnej i chorób trzody chlewnej regularnie bierze udział w wydarzeniach branżowych jako prelegent. Gdzie znajduje odskocznię od pracy? Obecnie jest studentem trzeciego roku filologii angielskiej, która jest dla niego sposobem na poszerzenie horyzontów i rozwój osobisty.

Zacznijmy od początku. Jak Pana droga życiowa splotła się z medycyną weterynaryjną?

Wychowałem się w typowym polskim gospodarstwie rolnym. Pracowałem ze zwierzętami od najmłodszych lat i dość wcześnie zdecydowałem o tym, co chcę w życiu robić.

Swoje pierwsze kroki jako lekarz weterynarii stawiał Pan na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, aby potem pogłębiać swoje zainteresowania na SGGW w Warszawie. Jak wybór uczelni wpłynął na Pana rozwój jako lekarza weterynarii?

Mój dom rodzinny był położony jakieś 100 km od Olsztyna, dlatego UWM był dla mnie naturalnym wyborem. Na SGGW zdecydowałem się ze względu na promotora mojej pracy doktorskiej. Obie uczelnie uświadomiły mi, że najważniejsza w pracy zawodowej jest dość wąska specjalizacja. Wizja wszechstronnego lekarza weterynarii to mit, który sprzedaje się dobrze jedynie w kiepskich serialach i wywiadach dla telewizji śniadaniowej.

Jest Pan nie tylko specjalistą chorób trzody chlewnej, ale także laboratoryjnej diagnostyki weterynaryjnej. Jak łączy Pan te dwie specjalności w swojej codziennej pracy?

To dość rzadka kombinacja. Podstawą mojej pracy przy diagnostyce chorób trzody chlewnej są sekcje zwłok, jednak nie da się być skutecznym doradcą bez dobrej i szybkiej diagnostyki laboratoryjnej, która uzupełnia wcześniejsze rozpoznanie. Muszę powiedzieć, że bardzo cenię sobie współpracę z polskimi i niemieckimi laboratoriami weterynaryjnymi. Rzetelnie analizowane wyniki produkcyjne i dobrze interpretowane sprawozdania z badań laboratoryjnych to dziś podstawa sukcesu najlepszych hodowców trzody.

Czy myślał Pan kiedyś, żeby zajmować się leczeniem małych zwierząt?

Nie, nigdy nie rozważałem takiej opcji. Bardzo lubię małe zwierzęta, szczególnie koty, jednak zwyczajnie nie odpowiada mi styl pracy w lecznicy, która się nimi zajmuje. Odbyłem obowiązkową praktykę zawodową w Grudziądzu, u mojego kolegi, który jest wybitnym chirurgiem i specjalistą chorób psów i kotów. Bardzo szanuję jego wiedzę i sposób pracy z klientami. Branża trzody chlewnej to jednak zupełnie inne relacje i problemy do rozwiązania. Bardziej od licznych pacjentów odwiedzających lecznicę cenię sobie długofalową współpracę z dość wąskim gronem osób.

Praca naukowa czy w terenie – która z nich jest bliższa Pańskiemu sercu?

Nie rozdzielam ich. To dlatego, że wszystkie moje publikacje wynikają z konieczności rozwiązania danego problemu klinicznego lub diagnostycznego. Uznaję wyłącznie twarde dane i statystykę, a nie wiarę czy opinie przedstawiane w sposób niedopuszczający dyskusji. Jeżeli nikt wcześniej nie opowiedział na konkretne pytanie, to robimy to wspólnie z zespołem i sami dostarczamy potrzebnych danych.

Gdyby nie został Pan lekarzem weterynarii, to czym najchętniej by się Pan zajmował?

Poszedłbym na studia na jednej z akademii wojskowych i został żołnierzem.

Nie samą pracą człowiek żyje. Jakim pozaweterynaryjnym pasjom najchętniej się Pan oddaje?

Moja najważniejsza pasja i jednocześnie kolejny plan do zrealizowania to teraz nauka języka angielskiego. Chodzi mi o poziom bliski pełnej biegłości. Zdałem właśnie na trzeci rok filologii angielskiej ze specjalizacją tłumaczeniową i piszę pracę licencjacką. Studia zaoczne pochłaniają bardzo dużo mojego czasu, ale już wiem, że było warto. Traktuję je jako odskocznię od pracy zawodowej. Nauki humanistyczne to dla lekarza weterynarii zupełnie inny świat.

Często występuje Pan jako prelegent na konferencjach i wydarzeniach branżowych. Co najbardziej docenia Pan w możliwości interakcji z odbiorcami?

Miałem ten zaszczyt już dobrych kilkanaście razy, ostatnio na Węgrzech. Zawsze podchodzę do słuchaczy z dużym szacunkiem. Najważniejsza jest tam dla mnie sama dyskusja o aktualnych problemach ludzi, którzy każdego dnia pracują ze zwierzętami. Oni nie kupują czegoś takiego jak slajd ze ścianą tekstu, na którym wykładowca-teoretyk prezentuje zagmatwane tezy. Oczekują jasnych wniosków, realnych rozwiązań – co robić tu i teraz. Według nich nauka jest użyteczna wyłącznie wtedy, gdy rozwiązuje konkretny problem przeliczany następnie na ich zysk. W pełni się z tym zgadzam.

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy