Chęć szukania nowych rozwiązań jest bardzo ważna ‒ Arkadiusz Dors - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Chęć szukania nowych rozwiązań jest bardzo ważna ‒ Arkadiusz Dors

arkadiusz dors
fot. K. Rzepnicki, RZ-Studio fotografia biznesowa
Dr n. wet. Arkadiusz Dors jest absolwentem Wydziału Medycyny Weterynaryjnej na SGGW w Warszawie, naukowcem i praktykiem. Przez wiele lat był związany z PIWet w Puławach, obecnie pracuje w Katedrze Nauk Przedklinicznych i Chorób Zakaźnych Wydziału Medycyny Weterynaryjnej i Nauk o Zwierzętach Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. W 2015 r. uzyskał tytuł doktora nauk weterynaryjnych. W swojej pracy klinicznej zajmuje się monitoringiem chorób świń, epidemiologią oraz bakteriologią weterynaryjną. Efektami swojej pracy i zdobytym doświadczeniem dzieli się z lekarzami weterynarii pracującymi w terenie. Prywatnie fan futbolu i architektury oraz kucharz amator.

Swoją przygodę z medycyną weterynaryjną rozpoczynał Pan na SGGW w Warszawie. Jak to się stało i co wpłynęło na wybór właśnie takiej drogi kariery zawodowej?

Wybór takiej drogi był dla mnie całkiem naturalny. Już w szkole podstawowej interesowałem się biologią, był to przedmiot, który bardzo lubiłem, i tak w liceum wylądowałem w klasie biologiczno-chemicznej z bardzo wymagającą nauczycielką biologii, dzięki czemu nie miałem problemu z egzaminami na medycynę weterynaryjną na SGGW. Chociaż wiele kolegów i koleżanek z liceum zostało lekarzami medycyny, mnie nigdy nie ciągnęło do tego zawodu. Może przez naturę introwertyka lepiej widziałem się w leczeniu zwierząt.

Gdyby nie wybrał Pan medycyny weterynaryjnej, to czym mógłby się Pan dziś zajmować?

To jest ciekawe pytanie, bo podczas rekrutacji na studia złożyłem papiery na trzy różne kierunki. Oprócz weterynarii były to też biotechnologia oraz… psychologia. Na ten ostatni zresztą także się dostałem, mimo jeszcze większej konkurencji niż w weterynarii. Myślę, że mam pewne predyspozycje do psychologii – więcej słucham, niż mówię (śmiech), ale mimo to nie widziałbym się w tym zawodzie. A co jeśli nie medycyna weterynaryjna? Może będzie to trochę przewrotne, ale myślę, że mógłbym zajmować się pracą w IT.

Pana praktyki, staże, szkolenia, praca kliniczna od początku skupiały się na doskonaleniu umiejętności i zdobywaniu doświadczenia w zakresie diagnostyki i leczenia chorób trzody chlewnej?

Kiedy jako świeży absolwent medycyny weterynaryjnej opuściłem mury uczelni, nie do końca wiedziałem, jaką ścieżkę kariery wybrać. Nie było to tak dawno temu, ale jednak rzeczywistość była wtedy odmienna od tego, co mamy teraz. Poza wielkimi miastami wcale nie było tak łatwo o pracę dla lekarza weterynarii bez doświadczenia w lecznicach zajmujących się małymi zwierzętami. Poza tym atrakcyjne oferty były rozsiane po całym kraju, a przeprowadzka nie była wtedy łatwą decyzją. Ostatecznie zostałem w moich rodzinnych Puławach i rozpocząłem swoją „pierwszą pracę” w puławskiej firmie Biowet przy produkcji szczepionek dla świń. To tam po raz pierwszy spotkałem się z laboratorium mikrobiologicznym z prawdziwego zdarzenia. Następnie po kilku miesiącach i sekwencji mniej lub bardziej przypadkowych zdarzeń rozpocząłem studia doktoranckie w Zakładzie Chorób Świń Państwowego Instytutu Weterynaryjnego – Państwowego Instytutu Badawczego w Puławach.

Nie samą pracą człowiek żyje. Jak w natłoku codziennych zadań zachowuje Pan work–life balance tak ważny w życiu każdego lekarza?

W czasie studiów doktoranckich ten work–life balance był rzeczywiście mocno zachwiany. Wynikało to bardziej  z konieczności niż wyboru. Stypendium było dość niskie i bez dodatkowej pracy ciężko byłoby żyć na swoim. Praca w lecznicach małych zwierząt wieczorami, w weekendy czy na nocki była nie tylko źródłem dodatkowego dochodu, ale też dużej satysfakcji. Niestety prowadziło to do praktycznego braku czasu na życie poza pracą. Pamiętam, że jak mieliśmy wolny weekend czy popołudnie, to ogarniał nas taki stan zobojętnienia, nie wiedzieliśmy, co z tym wolnym czasem zrobić. Teraz, od kiedy mam dwójkę dzieci, staram się, żeby poświęcać im jak najwięcej wolnego czasu, nie chciałbym, żeby widywały tatę tylko kilka godzin w tygodniu.

Lekarz weterynarii to też człowiek, choć znacząca część społeczeństwa utożsamia go tylko z zawodem. Kim jest Pan poza gabinetem i gdzie kryją się Pana pozaweterynaryjne pasje oraz zainteresowania?

W czasie wolnym lubię czytać na temat inwestycji infrastrukturalnych w naszym kraju. Kiedyś bardzo interesowała mnie budowa autostrad czy stadionów. Obecnie lubię patrzeć, co nowego buduje się w naszych miastach, a czasami dokumentuję to też na zdjęciach. Poza tym jestem fanem piłki nożnej. Kiedyś częściej oglądałem mecze na żywo, co niejednokrotnie wiązało się z dość odległymi podróżami i zwiedzaniem różnych miast. Obecnie śledzę rozgrywki w telewizji. Bardzo lubię też gotować, przygotowywać tradycyjne posiłki dla rodziny, a czasami też eksperymentować w kuchni.

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy