Będąc introwertykiem w gabinecie weterynaryjnym. Rozmowa Karoliny Brodziak, założycielki Vethink Academy z lek. wet. Łukaszem Łebkiem - Vetkompleksowo – serwis dla lekarzy weterynarii

Będąc introwertykiem w gabinecie weterynaryjnym. Rozmowa Karoliny Brodziak, założycielki Vethink Academy z lek. wet. Łukaszem Łebkiem

fot. archiwum firmy Vethink
Karolina Brodziak z branżą weterynaryjną jest związana od 25 lat. Jej miarą sukcesu jest dobro całej organizacji, a myślą przewodnią „Największą wartością jest człowiek”. Zarządzanie opiera głównie na zdolności do współpracy z innymi ludźmi, słuchaniu ich i motywowaniu. Jako propagator szerzenia wiedzy i ciągłego rozwoju zainicjowała wiele inspirujących projektów łączących lekarzy weterynarii i biznes.
Dzięki temu zauważyła ogromną potrzebę edukacji i szerzenia wiedzy, która realnie wpłynie na dobrostan ludzi związanych branżą weterynaryjną, i tak powstało Vethink Academy. Do współpracy zaprosiła również znakomitych ekspertów z obszarów takich jak: zarządzanie stresem, komunikacja, inteligencja emocjonalna, budowanie odporności psychicznej, zarządzanie efektywnością w organizacji, work-life balance i wiele innych.
łukasz łebek
fot. archiwum L. Lebek
Lek. wet. Łukasz Łebek – absolwent Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW w Warszawie. Od 10 lat aktywnie walczący o zdrowie psów i kotów jako lekarz internista. Zawsze chciał leczyć krowy i świnie, ale przewrotny los pokrzyżował mu plany – za co jest mu bardzo wdzięczny. Zawodowo interesuje się szeroko pojętymi chorobami wewnętrznymi i diagnostyką obrazową, w szczególności ultrasonografią. Całym sercem nie lubi chirurgii. W pracy stawia na partnerstwo między lekarzem a opiekunem zwierzęcia. Zajmuje się działalnością edukacyjną, publikując w sieci pod nazwą „Nie zadzieraj z weterynarzem”. Prowadzi zajęcia dla dzieci przedszkolnych i szkolnych. Autor trzech książek. Prywatnie mąż, tata i mól książkowy.

W jednym z postów na Twoim fanpage’u „Nie zadzieraj z Weterynarzem” napisałeś „Jestem nieśmiałym introwertykiem” w odpowiedzi na pytanie: „Co jest najtrudniejsze w Twojej pracy?”. W czym introwertyzm pomaga, a w czym przeszkadza Ci w pracy?

Jeśli miałbym odpowiedzieć szybko na to pytanie to bez zastanowienia, wykrzyczałbym, że w niczym mi nie pomaga. Mimo że większość osób tego nie dostrzega (dobrze się maskuję), nawiązywanie interakcji jest dla mnie trudne. Szczególnie jeśli muszę w pracy przełamywać lody. Myślę, że łatwiej byłoby być w takiej sytuacji przejmującym inicjatywę ekstrawertykiem. Źle także czuję się, prowadząc tzw. small talk. Część opiekunów lubi sobie pogadać, a ja, jeśli kogoś nie znam dobrze, źle się czuję w takiej sytuacji. To wszystko nie oznacza jednak, że w trakcie wykonywania obowiązków jestem cichym mrukiem, który boi się odezwać. Nauczyłem się chować swoje „ja” do kieszeni, gdzie czeka grzecznie, aż skończę robić to, co do mnie należy. Usłyszałem gdzieś określenie „wysoko funkcjonujący introwertyk”. Ja właśnie taki jestem. W pracy zakładam maskę, która pozwala mi na współpracę z opiekunem.

A czy jest coś, w czym introwertyzm mi pomaga? Myślę, że ułatwia mi skupienie się na zadaniu. Pozwala na odcięcie się od otaczającego zamieszania. Nawet jeśli trafię na klienta, z którym nie potrafimy nawiązać nici porozumienia, potrafię oddzielić swoje uprzedzenia i stworzyć sobie przestrzeń do przeprowadzenia toku badania. Introwertyzm sprawia także, że jestem ostrożnym osobnikiem. Sprawdzam dwa razy i staram się nie podejmować pochopnych decyzji.

Myślę, że ogromną zaletą introwertyków jest umiejętność słuchania i dawanie przestrzeni na wypowiedź drugiej osobie, co w kontekście zbierania informacji w trakcie wywiadu medycznego jest niezwykle cenne. Kiedy zrozumiałeś, że Twoje cechy osobowości mają wpływ na leczenie pacjentów?

Nie potrafię dokładnie określić. Początki w samodzielnej pracy były dla mnie trudne, właśnie przez marne zdolności komunikacyjne. Mimo że miałem narzędzia, aby leczyć, moja osobowość utrudniała budowanie relacji z opiekunem. Brak relacji obniża znacząco zaufanie, a bez zaufania (wzajemnego!) nie można skutecznie leczyć. Myślę, że już w pierwszym roku pracy doszedłem do wniosku, że albo nauczę się skutecznie komunikować z opiekunami moich pacjentów, albo będę musiał poszukać innej pracy. Nie było to łatwe. Nie wpadłem na to, że można poszukać jakiegoś szkolenia z komunikacji. Z czasem, metodą prób i błędów, udało mi się wypracować schemat postępowania, który umożliwia mi nawiązywanie właśnie tych relacji opiekun – lekarz.

Czy mógłbyś coś więcej powiedzieć o tym schemacie działania?

Zawsze staram się (z różnym efektem) najpierw dać się wygadać opiekunowi. W początkowym etapie wizyty staram się nie przerywać. Bywa to oczywiście trudne, ponieważ nasuwa mi się zwykle wiele pytań, które (moim zdaniem) przyspieszyłyby wywiad. Zauważyłem jednak, że opiekunowie chętniej dzielą się ze mną swoimi obserwacjami, jeżeli pozwolę im wyrazić to, co im leży „na wątrobie”. Nie ma znaczenia, czy w mojej opinii przekazywane informacje są istotne dla danego problemu, czy nie. Staram się także notować w karcie leczenia to, co opowiadają. Daje im to poczucie, że ich słucham. Uważam także, że istotne jest podkreślenie, że nasz klient jest istotnym elementem procesu diagnostycznego jako posiadacz wiedzy na temat naszego pacjenta. Po „wygadaniu się” i uściśleniu wywiadu zaznaczam, że teraz pora na moje działania, kiedy staram się nie prowadzić dyskusji. Zawsze jednak wracam do niej na koniec. Zostawiam opiekunowi czas na zapoznanie się z zaleceniami i zadawanie pytań.

W co musisz najwięcej wkładać energii w kontekście budowania relacji z opiekunem? Co Cię najwięcej kosztuje?

Może to się wydać śmieszne, jednak najwięcej kosztuje mnie zaproszenie klienta do gabinetu. Zwłaszcza jeśli się jeszcze nie znamy. Od zawsze mam trudność w poznawaniu ludzi i pierwsze chwile są dla mnie bardzo niezręczne. Przełamanie swojej natury i rozpoczęcie dialogu kosztują mnie najwięcej. Zwykle rozkręcam się w trakcie trwania wizyty, ale pierwsze kroki zawsze mam pod górkę.

Weterynaria w Terenie

Poznaj nasze serwisy